evaluation/pl-en/wmt20.pl (753 lines of code) (raw):

Ojciec Józef Witko: Widziałem Jezusa w białej szacie Jest charyzmatykiem. Na odprawiane przez niego msze św. o uwolnienie i uzdrowienie ściągają tłumy. Miał kilkanaście lat, gdy w jego życiu zaczęły się dziać rzeczy niewytłumaczalne. Dziś, za pośrednictwem franciszkanina, doświadczają tego inni. Na odprawiane przez o. Witko msze św. o uwolnienie i uzdrowienie ściągają tłumy Kiedyś przyszli do niego rodzice 7-miesięcznego dziecka, które miało w sercu dziurę wielkości 7,5 mm. Miało być operowane. Ojciec Józef Witko modlił się nad nim. Jeszcze tego samego dnia chłopca zawieziono do szpitala na zabieg. Zdumieni lekarze orzekli: „Operacja nie jest potrzebna, ubytek wynosi zaledwie 1,5 mm”. Rodzice płakali ze szczęścia. Po kolejnej modlitwie franciszkanina dziura zniknęła zupełnie. Duchowny niezwykłe działania Stwórcy zaczął doświadczać już jako nastolatek. W snach przychodziły do niego dusze czyśćcowe z prośbą o pomoc. Byłem budzony w nocy i przynaglany do modlitwy za zmarłych i tych, którzy umierali w danej chwili – wspomina. Doświadczał też obecności złego ducha. I miał wizję, co się dzieje z człowiekiem, który popełnia grzech śmiertelny. „Moje ciało zaczęło się zmieniać. Straciłem ludzkie cechy i zacząłem przybierać wygląd zwierzęcia”, mówi. Niewidzialna siła unosiła go w górę, nie mógł wydobyć z siebie głosu. Czuł, że jest zgubiony. Wtedy Bóg wskazał mu ratunek. „Zanurzony w wodach rzeki symbolizującej chrzest święty, zostałem uwolniony i wróciłem do ludzkiej postaci...”, opowiada. Nikomu nie mówił o tych dziwnych doświadczeniach. Dojrzewało w nim powołanie. Miał 16 lat, gdy wstąpił do franciszkanów. W kazaniach chciał nie tylko opowiadać o Jezusie. Pragnął, by ludzie doświadczali Go żywego. Członkowie charyzmatycznej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym W mszach o uzdrowienie odprawianych przez ojca Witko uczestniczy wiele osób, które liczą na pozbycie się choroby. Duchowny podkreśla jednak, że ich głównym celem jest uzdrowienie duchowe, a nie cielesne. Pierwsza porażka Kolpinga FRAC Jarosław Dzisiejszego (26 września br.) popołudnia ekipa Kolpinga FRAC zasłużenie uległa u siebie aktualnemu mistrzowi Polski Dartom Bogorii Grodzisk Mazowiecki w ramach 3. kolejki LOTTO Superligi Tenisa Stołowego. Jarosławianie w takim zestawieniu personalnym, jaki zaprezentowali z grodziszczanami, mają nikłe szanse na zwycięstwa z suwerenami ligi. Dobitnie pokazał to pojedynek z Dartom Bogorią. W zespole wciąż brakuje, obwoływanego na lidera ekipy, Chen Jingqi. Być może z nim w składzie jarosławianie sięgnęliby po trzeci z rzędu triumf w nowym sezonie. Młody Azjata Qiyao Han chyba jeszcze nie dorósł do wygrywania z takimi tuzami jak Grek Panagiotis Gionis czy Czech Pavel Sirucek. Nawet nie z jednym z najbardziej perspektywicznych Polaków, czyli Markiem Badowskim. Zawodnik z Hellady był największą gwiazdą pojedynku w hali MOSiR przy ul. Sikorskiego w Jarosławiu. Zarówno w starciu z Qiyao Hanen jak i Kou Lei był klasą samą dla siebie. Po trzech pojedynkach Kolping FRAC prowadził 2:1. Kou Lei pewnie ograł Marka Badowskiego, a Daniel Górak po emocjonującym, pięciosetowym boju – Pavla Sirucka. Potem jednak był już gorzej. Gionis nie dał szans Lei. Można było mieć jeszcze nadzieję na wygraną za dwa punkty, ale Qiyao Han nie sprostał Badowskiemu. Nie będzie dodatkowych badań dla seniorów. Dlaczego? Zgodnie z zapowiedziami Rafała Trzaskowskiego, w Warszawie miał zostać wprowadzony program darmowych badań profilaktycznych dla seniorów w wieku 70 oraz 80 lat. Pomysł nie zostanie jednak wprowadzony w życie, ponieważ nie zyskał akceptacji Ministerstwa Zdrowia i podległej mu Agencji Ochrony Technologii Medycznych i Taryfikacji. W uzasadnieniu agencja tłumaczyła, że grupa docelowa została źle dobrana. „Powyższe działania mogą wręcz skutkować nad wykrywalnością poszczególnych jednostek chorobowych, co może przyczyniać się do pogłębienia trudności w dostępie do świadczeń NFZ oraz negatywnie wpływać na pacjenta, powodując niepokój i dyskomfort związany z fałszywie pozytywnym wynikiem badań”, napisano. Decyzji resortu nie rozumie prezydent stolicy. „Pieniądze są nasze, my pieniądze na to przewidzieliśmy. Tylko rząd się boi, że jeżeli się ludzie przebadają, to później będą chodzić do lekarza, co jest absurdalne, bo chodzi właśnie o to, żeby doprowadzić do sytuacji, w której profilaktyka będzie mogła być szybciej wykonana. Wszyscy specjaliści wiedzą, że to pomaga, jeżeli chodzi o obciążenie systemu zdrowia, bo to pomaga w szybkim wykrywaniu chorób i w rzetelnym podejściu do zdrowia. Rząd ma tutaj bardzo dziwne stanowisko, którego ja nie rozumiem”, stwierdził Rafał Trzaskowski. „Trudno mi sobie wyobrazić, że biegli specjaliści mówią: Nie badajmy się, bo będą dłuższe kolejki u lekarza, a jeśli tacy specjaliści doradzają rządowi, to nie dziwię się, że w takim stanie jest służba zdrowia”, dodał polityk PO. Palestyna odpowiada Izraelowi: Zerwiemy wszelkie dotychczasowe porozumienia Palestyński prezydent Mahmud Abbas oznajmił w czwartek na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, że zerwie wszelkie porozumienia zawarte z Izraelem, jeśli przyszły rząd tego kraju spróbuje spełnić zapowiedź Benjamina Netanjahu o aneksji okupowanych ziem palestyńskich. „Jeśli przyszły rząd Izraela, jaki powstanie, przystąpi do urzeczywistniania tego planu, my unieważnimy wszystkie podpisane porozumienia (z Izraelem) i wycofamy się z wszystkich podjętych zobowiązań”, zapowiedział. „Odrzucimy całkowicie i kompletnie cały plan”, zagroził z naciskiem Abbas. „Jest naszym obowiązkiem bronić wszystkich naszych praw wszelkimi możliwymi środkami – mało ważne, jakie będą tego następstwa – angażując się całkowicie w działanie na rzecz zastosowania prawa międzynarodowego i w walkę przeciwko terroryzmowi”, oświadczył prezydent Autonomii Palestyńskiej, który składał już podobne deklaracje w lipcu. Netanjahu, dotychczasowy premier Izraela, po wyborach z 17 września ponownie otrzymał misję sformowania rządu. Na tydzień przed wyborami zapowiedział, że jeśli je wygra, ogłosi aneksję Doliny Jordanu i zamierza włączyć do Izraela wszystkie osiedla żydowskie na całym Zachodnim Brzegu. W początkach lat 90. Izrael i Palestyńczycy, którym przewodził wówczas Jaser Arafat, podpisali szereg porozumień pokojowych, którym patronowały Stany Zjednoczone. 84-letni Abbas obiecał też podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ przeprowadzenie na ziemiach palestyńskich wyborów powszechnych. Ostatnie odbyły się w 2006 roku. ”Po powrocie do kraju zwołam na Zachodnim Brzegu, w Strefie Gazy i w Jerozolimie Wschodniej wybory lokalne i wszyscy, którzy by się im sprzeciwili, będą musieli odpowiedzieć za swe czyny przed Bogiem i wspólnotą międzynarodową”, zadeklarował uroczyście palestyński prezydent. Abbas bronił też w swym przemówieniu praw Palestyny, traktowanej jako stały obserwator w ONZ, do korzystania z uprawnień przysługujących „pełnoprawnym członkom ONZ oraz wszystkich jej organów i instytucji”. Palestyński przywódca zakończył przemówienie wezwaniem do wspólnoty międzynarodowej, aby „zmusiła Izrael do wypełnienia z całym poszanowaniem postanowień Organizacji Narodów Zjednoczonych”. Ambasador Izraela Danny Danon odpowiedział krótko na przemówienie Abbasa, oświadczając, że palestyński przywódca „woli skupić się w ONZ na wysiłkach Autonomii Palestyńskiej skierowanych przeciwko Izraelowi, niż walczyć przeciwko wezwaniom do terroryzmu w Autonomii pod jego przywództwem”. Danon, jak odnotowują agencje, nie nawiązał jednak do zapowiadanej przez Netanjahu aneksji okupowanych ziem palestyńskich. Ratownicy chcą defibrylatorów w newralgicznych punktach Przemyśla Historia z przejścia granicznego pokazuje, że automatyczny defibrylator AED może uratować ludzkie życie. Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Przemyślu chce, aby takie urządzenia znalazły się w newralgicznych punktach miasta. Za swoją postawę funkcjonariusze otrzymali dyplomy gratulacyjne od Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Przemyślu. Aplikant Daniel Cyrnek, starszy aplikant Grzegorz Bal i komisarz Jacek Wójcik to funkcjonariusze Podkarpackiego Urzędu Celno Skarbowego w Przemyślu. 28 sierpnia pełnili służbę na polsko-ukraińskim przejściu granicznym w Medyce. Funkcjonariuszka Służby Celno-Skarbowej zauważyła leżącego nieprzytomnego mężczyznę w strefie ruchu pieszego. Chiński aktywista zmarł w areszcie na skutek tortur. Chciał skorzystać z praw gwarantowanych konstytucją Do Cao Shuxia, żony aktywisty, zadzwonił 23 września sekretarz partii komunistycznej z jej rodzinnej wioski, by zawiadomić, że mąż właśnie zmarł w szpitalu wojskowym w Hengyang. Co było przyczyną śmierci – nie ujawnił. W kostnicy Cao zobaczyła ciało męża zmasakrowane, nie do rozpoznania. „Jego oczy, uszy, nos i usta były całe we krwi”, opowiada kobieta. „Nie pozwolili mi zabrać ze sobą komórki, a wokół było dużo policjantów, którzy nie dali się zbliżyć do Wanga”. Policja naciskała, by podpisała oświadczenie, że mąż ciężko chorował, a zmarł na skutek „nieszczęśliwego wypadku”. 105 mln zł dla firm z branży gier wideo od Narodowego Centrum Badań i Rozwoju Prawie 105 mln zł dofinansowania trafi do firm z branży gamingowej, tworzących nowatorskie rozwiązania. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju ogłosiło w piątek wyniki III edycji programu GameINN. Wśród niemal 30 projektów, które wsparło NCBR, znalazło się m.in. opracowanie platformy do tworzenia gier terenowych w oparciu o silnik gier AR tworzący mapę świata realnego wraz z aplikacją umożliwiającą przesyłanie danych przez użytkowników; platforma testowo-szkoleniowa do weryfikacji praktycznych umiejętności na stanowisku pracy i doskonalenia zawodowego z zastosowaniem technologii VR i AI; innowacyjna gra symulująca zarządzanie rzeczywistymi procesami produkcyjnymi wykorzystująca nowatorski model rozgrywki oparty na interakcji świata wirtualnego ze światem rzeczywistym z zastosowaniem koncepcji przemysłu 4.0 – podano w komunikacie NCBR przesłanym w piątek PAP. Celem programu sektorowego GameINN jest zwiększenie konkurencyjności polskiego sektora producentów gier wideo na rynku globalnym w perspektywie do 2023 roku. Jak podaje NCBR, już dziś polski sektor gier wideo rośnie w tempie 10 proc. rocznie. Według rządowych danych wartość polskiego rynku gier wideo w roku 2016 wyniosła 1,85 mld zł, zaś prognoza na rok 2019 to 2,23 mld. „Specjalnie przygotowana agenda badawcza GameINN i sięgające już 300 mln zł wsparcie dla przedsiębiorców w ramach tego programu sektorowego stanowią istotny impuls dla dalszego, dynamicznego wzrostu polskiego gamedevu”, czytamy w komunikacie. Branża gier video to doskonały przykład efektywnego wykorzystania potencjału jakim dysponujemy w Polsce. „Wprowadzone przez rząd zachęty dla stawiających na innowacje przedsiębiorców, takie jak ulgi na B+R, programy doskonalenia kompetencji, IP box czy programy wsparcia realizowane przez NCBR napędzają działalność innowacyjną firm i pozwalają im skuteczniej rywalizować na bardzo konkurencyjnym rynku”, ocenia wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin, cytowany w komunikacie. Szef resortu nauki zwraca uwagę, że pieniądze na innowacje nie tylko trafiają do innowatorów w postaci dofinansowania projektów, ale również zostają w ich kieszeniach – z ulgi na B+R w 2018 r. skorzystało trzy czwarte więcej przedsiębiorców niż rok wcześniej. „Wysokość odliczonych kosztów dotyczących działalności B+R wyniosła 1,7 mld zł, co dało ponad 300 mln zł oszczędności dla firm korzystających z tej ulgi. To równowartość wsparcia przekazanego przez NCBR w trzech edycjach GameINN”, podkreśla wicepremier. Dyrektor NCBR dr inż. Wojciech Kamieniecki przypomina zaś, że w dwóch poprzednich konkursach dofinansowania o łącznej wartości ponad 211,2 mln zł przyznano 78 nowatorskim projektom. Ogromne zainteresowanie III konkursem oraz różnorodność składanych wniosków pokazują, że branża gier video ma pomysły i kompetencje, by dalej się rozwijać i zwiększać swoje przewagi konkurencyjne. „Szczególnie cieszy fakt, że wśród wyłonionych projektów – podobnie jak w poprzednich edycjach – znajdują się projekty dotyczące rozwiązań służących nie tylko rozrywce, ale również związane z przemysłem 4.0”, dodaje. W trzecim konkursie GameINN o dofinansowanie sięgające nawet 20 mln zł mogli się ubiegać przedsiębiorcy, konsorcja przedsiębiorców oraz konsorcja przedsiębiorców z jednostkami naukowymi. Do NCBR wpłynęło 87 wniosków na łączną kwotę dofinansowania ok. 317 mln zł. Budżet konkursu w momencie ogłoszenia konkursu wynosił 100 mln zł, ale został zwiększony, dzięki czemu 27 projektom przyznano prawie 105 mln zł dofinansowania. Szczegółowe informacje o wynikach III konkursu GameINN są dostępne na stronie ncbr.gov.pl. Program sektorowy GameINN jest realizowany w ramach Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój. NCBR uruchomił program w 2016 roku w odpowiedzi na inicjatywę przedsiębiorców stowarzyszonych w Porozumieniu Polskie Gry, w skład którego wchodzą m.in. takie firmy jak CD Projekt, Techland, CI Games, Bloober Team czy 11 bit studios. Lamine Diaby-Fadiga przyznał się do kradzieży zegarka Kaspera Dolberga Do zdarzenia doszło 16 września. Dolberg, który pod koniec sierpnia trafił z Ajaksu Amsterdam do Nicei, zorientował się po treningu, że z szatni zniknął jego zegarek. Nie byle jaki, bo warty 70 tysięcy euro. Wściekły Duńczyk następnego dnia nie pojawił się na zajęciach, tłumacząc się problemami żołądkowymi. Sprawa od początku była zagadkowa. Piłkarze w szatni mają do dyspozycji prywatne sejfy, a klubowy teren jest monitorowany. Według agencji AFP do kradzieży przyznał się w końcu Diaby-Fadiga. 18-latek przeprosił już Dolberga i pozostałych kolegów z zespołu oraz trenera Patricka Vieirę. Obiecał też Duńczykowi zwrócić pieniądze za zegarek. Diaby-Fadiga to jeden z najbardziej perspektywicznych piłkarzy młodego pokolenia we Francji. Do Nicei trafił jako trzynastolatek, by trzy lata później zadebiutować w pierwszym zespole. W tym sezonie wystąpił w siedmiu meczach. Niedawno podpisał profesjonalny kontrakt, ale – jak podała gazeta „L'Equipe” – klub prawdopodobnie rozwiąże go ze skutkiem natychmiastowym. Na razie wszczął postępowanie dyscyplinarnego wobec swojego zawodnika. Nice, przynajmniej oficjalnie, odmawia komentarzy w tej sprawie. Sprawdź, czy na pewno dobrze myjesz ręce Wszyscy wiemy, że trzeba je myć (np. po przyjściu do domu czy przed posiłkiem). Ale nie każdy wie, że aby faktycznie pozbyć się zarazków, trzeba robić to w odpowiedni sposób. To ważne zwłaszcza teraz, gdy zbliżają się jesienne infekcje. Potrzeba przynajmniej 30–40 sekund, aby mycie w wystarczającym stopniu usunęło groźne bakterie i wirusy z naszych dłoni A przecież większość z nas myje je krócej! Wystarczy ciepła woda i zwykłe mydło – to nieprawda, że musi być antybakteryjne (wielu lekarzy wręcz je odradza). Myjąc, pocieramy nie tylko spody i wierzchy dłoni, ale też: końcówki palców (złączone lub pojedynczo) – pocieraj je kolistymi ruchami o wnętrze drugiej dłoni, przestrzenie między palcami (przeplataj ręce, pocierając palcami o siebie), kciuki – każdy kciuk obejmujemy drugą dłonią i w takim objęciu kręcimy nim chwilę w prawo i lewo. W sytuacji awaryjnej (gdy nie można umyć rąk) powinniśmy wytrzeć dłonie mokrą chusteczką, a potem użyć żelu antybakteryjnego (w drogeriach, od 5 zł). Po skorzystaniu z toalety publicznej nie dotykaj umytymi rękoma klamek ani drzwi (zalecenie Głównego Inspektoratu Sanitarnego). Otwieraj je przez ręcznik papierowy. Prezydent Iranu mówi, że odrzucił propozycję rozmów z USA, Donald Trump zaprzecza Teheran nie podjął rozmów ze stroną amerykańską w trakcie Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku, mimo złożonej przez Amerykanów oferty zniesienia sankcji – oświadczył w piątek prezydent Iranu Hasan Rowhani. Prezydent USA Donald Trump skomentował, że to strona irańska poprosiła o zniesienie restrykcji, na co on się nie zgodził. Według prezydenta Iranu Hasana Rowhaniego, Amerykanie zaproponowali zniesienie wszystkich sankcji nałożonych na Teheran w zamian za podjęcie negocjacji na temat nowego międzynarodowego porozumienia. Miałoby ono regulować zarówno irański program nuklearny, jak i program budowy pocisków balistycznych. Rowhani: Iran nie podejmie rozmów w atmosferze maksymalnego nacisku Prezydent Iranu stwierdził, że nie zgodził się podjąć tych rozmów ze względu na „toksyczną atmosferę”. Oświadczył, że spotkał się z amerykańskimi dyplomatami, ponieważ uległ namowom Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Podkreślił jednak, że Iran nie podejmie rozmów w atmosferze „maksymalnego nacisku”. „A nawet jeśli chcemy negocjować z Amerykanami w formacie 5+1, to nikt nie jest w stanie przewidzieć, jaki będzie rezultat końcowy”, powiedział Rowhani. Dzień wcześniej irański przywódca mówił, że nie wyklucza rozmów z USA, a europejskim stronom umowy nuklearnej zarzucił sprzyjanie amerykańskim sankcjom na Iran. Dodawał, że sankcje nałożone na Iran po wystąpieniu USA z umowy nuklearnej „są warunkiem wstępnym, który nie pozwala” na nawiązanie dialogu. Jeśli uda nam się znieść ten warunek wstępny i jeśli Ameryka zniesie sankcje i maksymalną presję, wtedy oczywiście możemy porozmawiać z Ameryką – zadeklarował. Dodał, że nie wyklucza spotkania z prezydentem USA Donaldem Trumpem, mimo że nie zgodził się na taką rozmowę w mijającym tygodniu podczas Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Trump: „Iran prosił, powiedziałem nie” Donald Trump napisał na Twitterze, że to on odrzucił prośbę strony irańskiej. „Iran chciał, bym zniósł sankcje nałożone na nich, abyśmy się mogli spotkać. Oczywiście powiedziałem «nie!»” zatweetował prezydent USA. Napięcie z atomowym porozumieniem w tle Francja, Niemcy i Wielka Brytania starają się załagodzić napięcia między Waszyngtonem i Teheranem, by w jakiejś formie uratować umowę z Iranem z 2015 roku, której były sygnatariuszami. Stanowiła ona, że w zamian za zniesienie sankcji gospodarczych Iran zrezygnuje z programu budowy broni nuklearnej, a sektor nuklearny podda pod kontrolę Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). Od wycofania się USA z umowy w maju 2015 roku pozostali jej sygnatariusze niejednokrotnie potwierdzali, że chcą utrzymać porozumienie w mocy. Na razie nic z tego nie wyszło. Waszyngton stosuje taktykę wywierania maksymalnej presji na Iran, a sankcje obejmują też pełne embargo na irańską ropę. Teheran zapowiedział, że jeśli nie otrzyma zezwolenia na eksport surowca, co 60 dni będzie ograniczał swoje zobowiązania, wynikające z porozumienia. HRUBIESZÓW: Kabaret pod Wyrwigroszem Mamy dla was wejściówki! Kabaret pod Wyrwigroszem wystąpi 6 października o godz. 16 w Hrubieszowskim Domu Kultury. w Hrubieszowie. Kabaret pod Wyrwigroszem przedstawi program, zatytułowany "Tra ta ta ta". Będą m.in. pogadanki o napojach wyskokowych oraz o toruńskiej geotermii. Bilety są po 60 zł, można je kupić w HDK, a także na stronie internetowej biletowakasa.pl. Dla czytelników TZ mamy darmowe wejściówki. Jak je zdobyć, sprawdźcie na naszym profilu na Facebooku. Sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie i mąż hejterki Emilii, który – według jej słów i screenów z WhatsAppa – uczestniczył w stalkingu wobec sędziów, został w środę przywrócony do orzekania przez NSA. Powód: nie zostało wobec niego wszczęte postępowanie dyscyplinarne, a więc nie ma podstawy do podtrzymania zarządzenia prezesa WSA Wojciecha Mazura o odsunięciu go od obowiązków. Sędzia Jerzy Chromicki, rzecznik dyscyplinarny przy NSA, wszczął pod koniec sierpnia postępowanie wyjaśniające wobec Szmydta, ale nie przekształciło się ono do tej pory w postępowanie przeciw niemu. Mimo że NSA, który w takich przypadkach działa jako sąd dyscyplinarny, musi się zająć decyzją prezesa WSA w ciągu miesiąca od jej wydania. W tej sytuacji sędzia, który publicznie opowiadał o problemach psychicznych swojej żony, żeby ją zdyskredytować, który z powodu podejrzeń o uczestnictwo w hejterskiej grupie został usunięty z biura KRS, wróci do orzekania i będzie wydawał wyroki w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej. Sędzia Szmydt zaprzecza swojemu udziałowi w hejterskiej grupie. Twierdzi, że nie ma na to żadnych dowodów prócz sfałszowanych screenów i słów jego żony, z którą się rozwodzi. Dokładnie to samo twierdzą pozostali sędziowie powiązani z „Kastą”: wszyscy są niewinni, nie ma dowodów. I całkiem możliwe, że postawią na swoim. Bo prokuratura nie kiwnęła palcem, by zabezpieczyć dowody z ich nośników elektronicznych, milczy też na temat zawartości telefonu Emilii Szmydt, który to telefon zatrzymała w czerwcu w innej sprawie. Policja nie kiwnęła palcem, żeby zabezpieczyć urządzenia osób, których jako prześladujących wskazał w doniesieniu z lutego sędzia Waldemar Żurek. Nie ma dowodów – nie ma sprawy Szmydta, nie ma sprawy „Kasty”. Nie ma też sprawy szefa NIK Mariana Banasia o wynajmowanie kamienicy sutenerom i ukrywanie dochodów. CBA sprawdza jego oświadczenia majątkowe. A sprawdzi, kiedy sprawdzi. Zaś Komisja Etyki Poselskiej się Banasiem nie zajmie, bo Sejm jest zawieszony (ale Komisja Kontroli Państwowej jakoś się zebrała, żeby podjąć kuriozalną decyzję o odwołaniu zastępców Banasia i powołania jako p.o. jego prawniczki, chociaż prawo tak przedziwnej kombinacji nie przewiduje). Całość przypomina mi nowelkę filmową, amerykańską chyba, o tym, jak żona wraca do domu i zastaje męża z kochanką w łóżku. Jest tak zdumiona i zdruzgotana, że nie może wykrztusić słowa. Stoi w drzwiach oniemiała, a w tym czasie kochanka szybko wyskakuje z łóżka, ubiera się i wychodzi. A mąż ścieli łóżko. Gdy żona odzyskuje głos i krzyczy: co to ma być? Kim jest ta kobieta? Mąż spokojnie pyta: jaka kobieta, kochanie? Tylko że w sprawie „Kasty” czy Banasia chodzi parodię państwa. I to wcale nie jest śmieszne. MAXIPIZZA: Podpisanie z biegłym rewidentem umowy na badanie sprawozdań finansowych za lata 2019, 2020 i 2021. Zarząd Maxipizza S.A. informuje, że 27 września 2019 roku podpisał umowę z Premium Audyt Spółka z o.o. z siedzibą w Poznaniu przy ulicy Czartoria 1/1, wpisaną pod numerem KRS 0000540136 do rejestru przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego prowadzonego przez Sąd Rejonowy Poznań – Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu, VIII Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego, wpisaną na listę podmiotów uprawnionych do badania sprawozdań finansowych pod numerem 3992. Przedmiotem umowy jest badanie sprawozdań finansowych Maxipizza S.A. za następujące lata obrotowe: a. od dnia 1 stycznia 2019 roku do dnia 31 grudnia 2019 roku, b. od dnia 1 stycznia 2020 roku do dnia 31 grudnia 2020 roku, c. od dnia 1 stycznia 2021 roku do dnia 31 grudnia 2021 roku. Kamila Lićwinko w finale skoku wzwyż Wcześniej wracająca w tym sezonie do rywalizacji po przerwie macierzyńskiej zawodniczka, brązowa medalistka mistrzostw świata z Londynu 2017, w pierwszej próbie pokonała 1,85 i 1,89 oraz w drugiej 1,92. 1,94 udało się jej uzyskać dopiero w trzecim podejściu. „Cieszę się. Pokazałam, że potrafię walczyć, bo pierwsza próba była kompletnie nieudana. W finale będę musiała lepiej skakać technicznie”, przyznała przed kamerą Eurosportu Lićwinko. W eliminacjach najlepsze okazały się Amerykanka Vashti Cunningham oraz Białorusinka Karyna Demidik – po 1,94. Obie zawodniczki jako jedyne nie strąciły żadnej wysokości. Finał skoku wzwyż kobiet zaplanowano na poniedziałek. Początek o godz. 19.30 czasu polskiego. Kornel Morawiecki przebywa w szpitalu w stanie ciężkim Trafił do szpitala, a lekarze jego stan określają jako ciężki. Trzeba dodać, że jest przytomny i świadomy. „Wierzymy, że z tego wyjdzie, że kolejny raz wygra. Wszyscy się modlimy, żeby wrócił do zdrowia”, przekazała anonimowa bliska osoba Kornela Morawieckiego w rozmowie z dziennikarzami „Super Expressu”. W zbliżających się wyborach ojciec premiera kandyduje do Senatu. „Przy życiu trzymają mnie najbliższa rodzina i polityka”, powiedział Kornel Morawiecki w wywiadzie, którego dwa tygodnie temu udzielił dziennikarzom „Super Expressu”. W styczniu „Super Express” poinformował, że 78-letni Kornel Morawiecki trafił na badania do Szpitala Wojskowego we Wrocławiu. „Wystąpiły u mnie dziwne, niepokojące objawy i zgłosiłem się do szpitala. Wyszło, że mam żółtaczkę. Ale najgorsze było przede mną. Kiedy wykonano badanie tomografem komputerowym stwierdzono, że mam nowotwór trzustki...”, przekazał ojciec premiera. Kilka dni później w szpitalu MSWiA w Warszawie Kornel Morawiecki przeszedł poważną operację. Jak opowiedział Morawiecki, prezydent Andrzej Duda przysłał do szpitala swojego osobistego kapelana księdza Zbigniewa Krasa. Operacja trwała około trzy godziny i przebiegła pomyślnie. „Wiem, że modliło się za mnie wielu ludzi za co bardzo dziękuję. Na szczęście nie mam raczej przerzutów. Nie wiem jeszcze czy będę przechodził chemioterapię. Oddaję się w ręce lekarzy specjalistów, którzy są raczej dobrej myśli. Na razie po tej ciężkiej operacji muszę wrócić do jakiegoś stanu używalności. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze”, zaznaczył w styczniu Kornel Morawiecki w rozmowie z „SE”. „Gdybym za późno poddał się badaniu, to sytuacja byłaby tragiczna i żegnałbym się już z tym padołem...”, dodał. Kraków: Zaginęła 14-latka Funkcjonariusze z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie poszukują 14-letniej Nel Stokłosy. Każdy, kto posiada jakiekolwiek informacje o zaginionej, proszony jest o kontakt. Zaginiona 26 września wieczorem wyszła z miejsca zamieszkania i do chwili obecnej nie powróciła, ani nie nawiązała kontaktu z bliskimi. Ostatni raz widziana była przy ul. Stary Gościniec w Krakowie. Nel Stokłosa ma 14 lat, mierzy 167 cm, ma blond włosy i szaroniebieskie oczy. Kiedy ją ostatnio widziana, była ubrana w bluzę, szare spodnie i buty. Każdy, kto posiada jakiekolwiek informacje o zaginionej, proszony jest o kontakt z policją pod nr tel. 12 61-52-911, 12 61-53-616 lub 112, 997. Potęga oławskich skoków. Tytuł relacji z amatorskich zawodów sportowych, rozegranych w niedzielne popołudnie 15 września na hipodromie przy ulicy Oleandry w Oławie, może być dla niektórych mylący. Do prawdziwej potęgi droga bowiem daleka, ale takim właśnie mianem określa się jeden z rodzajów konnej rywalizacji... Konkurs potęgi skoków polega na pokonywaniu przez jeźdźca i konia coraz wyższych przeszkód, które w najbardziej prestiżowych zawodach międzynarodowych przekraczają nawet dwa metry. Warto tu dodać, że długoletni i wciąż niepobity rekord świata, ustanowiony jeszcze w 1949 roku, przez Chilijczyka Alberta Larraguibela, na koniu „Huaso”, wynosi 247 cm. Tak wysoko w Oławie oczywiście nikt nie skakał, ale wynik najlepszych miejscowych amazonek na poziomie 135 cm też do najgorszych nie należy... Zawody zorganizowane przez niestrudzonego Jana Sienkiewicza oraz innych działaczy JKS „W siodle”, stanowiły pokazową część nieco wcześniej rozegranych tam „Tęczowych zawodów jeździeckich”, o których piszemy szerzej w tym numerze gazety, na stronie 22. Do rywalizacji przystąpiło osiem amazonek, trenujących jeździectwo w oławskim JKS. Cztery konkurowały na kuckach, a cztery na dużych koniach. W pierwszej grupie najlepiej spisała się Nikola Szołdra, dosiadająca szalonego „Sprintera”. Ten mały, ale jakże dynamiczny rumak rozpoczął od pokonywania przeszkód rozłożonych na wysokości 40 cm, a skończył dopiero przy stacjonacie z górną belką oddaloną od ziemi o 125 cm. Łatwo się jednak nie poddał i dopiero po trzech kolejnych odmowach został przez jury konkursu odsunięty od dalszej rywalizacji. Drugie miejsce w skokach kucyków zajęła Amelia Pawlak, dosiadająca „Famy”, a trzecie Lena Boruń na „Harmiderze”. Ambitnie walczyła najmłodsza uczestniczka turnieju - Inga Aksman, galopująca i skacząca przez przeszkody na małej klaczy „Carmen”. Jeszcze większe emocje towarzyszyły startującym amazonkom oraz widzom podczas konkursu z udziałem dużych koni. Groźnie wyglądające upadki zaliczyły Paulina Szewczyk, dosiadająca „Deklaracji” oraz Anastazja Abramenko, która jechała na „Lotce”. Na szczęście poza drobnymi potłuczeniami ani amazonkom, ani koniom nic złego się nie stało, więc dalej uczestniczyły w konkursie. Sporo problemów z wprowadzaniem młodej klaczy „Wineta” na parkur miała dosiadająca ją Weronika Łuczkiewicz. Potrzebna była albo asysta trenerki, albo inny koń do pary, za którym mknęła trochę szalona „Wineta”. Po zaliczeniu przeszkody z parkuru też zjeżdżała pełnym cwałem, więc chwilami w boksach i na rozprężalni robiło się niebezpiecznie. „Wszystko jest pod kontrolą!”, uspokajał Jan Sienkiewicz trochę tym przestraszonych widzów, zwłaszcza tych najmłodszych. Od początku konkursu dużych koni świetnie na parkurze spisywała się Marta Masalska, dosiadająca pięknie się prezentującej „Whisky”. Ta dostojna klacz, w parze z doświadczoną amazonką, za drugim podejściem w finałowej fazie jako pierwsze przeskoczyły 135 cm i to był najlepszy w tym momencie wynik zawodów. Po chwili jednak tę samą wysokość zaliczyły także Paulina Szewczyk na „Deklaracji”, Weronika Łuczkiewicz na „Winecie” oraz Anastazja Abramenko na „Lotce”. Do dekoracji flo i po odbiór nagród rzeczowych w postaci sprzętu jeździeckiego wyjechały więc wszystkie te zawodniczki razem, a na końcu wspólnie z amazonkami na kucykach w takt marszu Radeckiego wykonały efektowną rundę honorową, kończąc nią te ciekawe i emocjonujące zawody. Podziękowania Jeździecki Klub Sportowy „W Siodle” serdecznie dziękuje sponsorom konkursu potęgi skoku podczas XVI „Tęczowych Zawodów Jeździeckich”: Urzędowi Miejskiemu w Oławie, Zakładowi Wodociągów i Kanalizacji w Oławie, Starostwu Powiatowemu oraz firmie „Mustang”. Max Kolonko odcina się od KWW Patriotyczna Rewolucja Maxa Kolonko KWW Patriotyczna Rewolucja Maxa Kolonko to nazwa komitetu wyborczego pod jakim formacja polityczna #R Revolution Mariusza Maxa Kolonki miała iść do październikowych wyborów parlamentarnych. Rewolucja kierowała swoją propozycję zwłaszcza do młodych wyborców o poglądach prawicowych. Przed wyborami Kolonko zapowiadał współpracę z Markiem Jakubiakiem, czy Pawłem Kukizem, jednak do żadnej z tych koalicji nie doszło, a sam KWW Patriotyczna Rewolucja Maxa Kolonko nie zdołał nawet zebrać wystarczającej liczby podpisów, żeby wystawić listy w jakimkolwiek okręgu wyborczym w Polsce. Teraz Kolonko poinformował na Twitterze, że zakończył współpracę z KWW Patriotyczna Rewolucja Maxa Kolonko. "Będę oczekiwał od w/w KWW wykreślenia mojego nazwiska z nazwy. Uprzejmie proszę o niełączenie mojej osoby z w/w wymienionym podmiotem”, dodał i zapowiedział, ze więcej informacji poda wkrótce. Na razie nie wiadomo, czy dziennikarz będzie kontynuował swoje działanie, czy to koniec formacji #R Rewolucja. 4 lipca, w amerykański Dzień Niepodległości, przebywający w USA dziennikarz Mariusz Max Kolonko, poinformował o powstaniu nowej formacji politycznej - #R Revolution. W ostatnich latach Kolonko zasłynął z prowadzenia w portalu YouTube kanału Max TV, na którym komentuje wydarzenia w Polsce i na świecie. „Mamy dość polityków, dość waszych durnych gierek, dość waszych amatorskich rządów. Pora, by władze w państwie objął Naród i rządził dla dobra Narodu”, mówił wtedy Kolonko. W programie partii znalazły się m.in. kwestie dotyczące sądownictwa (powinna być wybierana w wyborach powszechnych), zmian podatkowych (zrównanie kwoty wolnej od podatku dla wszystkich), reparacji wojennych (w formie pomocy wojskowej dla państw wschodniej flanki NATO, ze szczególnym uwzględnieniem Polski), przeprowadzenia referendum w sprawie posiadania broni, ograniczenia liczby posłów czy wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Kilka dni po ogłoszeniu powstania nowej formacji politycznej Mariusz Max Kolonko przystąpił do rozmów z Markiem Jakubiakiem. Pod koniec lipca Kolonko zamieścił na swoim profilu w mediach społecznościowych informację sugerującą, że #R połączy siły z ruchem Kukiz'15. Jednak do żadnej z tych koalicji ostatecznie nie doszło. UBS: Złoty blisko punktu równowagi „Kurs euro utrzyma się w najbliższych miesiącach w okolicach pułapu 4,35 zł, czemu towarzyszyć będzie słaba koniunktura na globalnych rynkach”, zapowiada Michael Bolliger z towarzystwa UBS Wealth Management. „Oczekiwania utrzymania solidnego tempa wzrostu gospodarczego i stabilnej polityki pieniężnej przemawiają za stabilizacją notowań złotego na obecnym pułapie”, ocenia specjalista w rozmowie z Bankier.pl. Jego zdaniem mimo wyraźnej presji inflacyjnej Rada Polityki Pieniężnej nie zdecyduje się na podwyżki stóp w otoczeniu, w którym ogromna większość banków centralnych łagodzi politykę. „O ile złoty jest właściwie wyceniany – notowania euro powinny utrzymywać się w najbliższych miesiącach w okolicach pułapu 4,35 zł – o tyle mało atrakcyjne są według niego polskie obligacje. Znacznie bardziej korzystne rentowności od polskich papierów oferują obligacje z rynków wschodzących”, ocenia Michael Bolliger, szef alokacji aktywów na rynki wschodzące w towarzystwie UBS Wealth Management. Według specjalisty głównym zagrożeniem dla polskiej gospodarki jest pogorszenie koniunktury na świecie. „Globalne spowolnienie może się jeszcze pogłębić, jednak nie powinno dojść do ciężkiej recesji, a co najwyżej do zejścia dynamiki PKB nieznacznie poniżej zera”, zapowiada Michael Bolliger. „Inwestorzy powinni niedoważać globalne akcje, którym szkodzić mogą brak perspektyw rozwiązania konfliktu handlowego na linii USA-Chiny i inne czynniki ryzyka geopolitycznego, w tym procedura impeachmentu Donalda Trumpa oraz brexit. Wśród rynków akcji relatywnie najsłabiej powinna zachowywać się Europa”, wynika z najnowszego listu do inwestorów autorstwa głównego zarządzającego UBS Wealth Management Marka Haefele. „Akcje z krajów strefy euro powinny zachowywać się gorzej od amerykańskich, bo są bardziej podatne w warunkach podwyższonej niepewności wokół globalnego handlu oraz obaw przed spowolnieniem”, czytamy w dokumencie. Zdaniem Michaela Bolligera po tym jak hossa na rynkach obligacji najbezpieczniejszych krajów zepchnęła rentowności niemieckich 10-latek nawet do minus 0,74 proc., jest jeszcze możliwe pogłębienie spadku rentowności. Jednak w dłuższej perspektywie spadać nie powinny już rentowności papierów długoterminowych, a jedynie krótkoterminowych, za sprawą łagodzenia polityki pieniężnej banków. Największe pole do obniżek stóp ma Fed, co powinno doprowadzić do osłabienia amerykańskiej waluty w horyzoncie kolejnych lat. Długoterminowym punktem równowagi dla notowań euro jest pułap 1,29 USD, co oznaczałoby 19-procentowy potencjał umocnienia wspólnej waluty do dolara. Oczekujemy dalszych obniżek stóp Fedu, co będzie skutkowało zmniejszaniem się różnic w polityce pieniężnej na świecie. „Na utrzymanie siły dolara w długim terminie mogą nie pozwolić deficyty na rachunku bieżącym i budżetowy”, zapowiada Michael Bolliger. Bundeswehra gubi broń. Poufny raport niemieckiego MON Bundeswehra od początku roku 2014 zanotowała zniknięcie 39 sztuk broni, 39 części broni oraz 19 445 sztuk amunicji – wynika z poufnego zestawienia sporządzonego w resorcie obrony RFN. Informację podała prasa należąca do grupy medialnej RedaktionsNetzwerk Deutschland (RND). Według dokumentu pochodzącego z biura parlamentarnego sekretarza stanu w MON Petera Taubera (CDU) dotychczas udało się ponownie namierzyć dwie sztuki broni, jedną część broni oraz 3474 sztuk amunicji. Wśród wyposażenia wojskowego, które wciąż pozostaje zaginione, znajduje się między innymi: sześć uniwersalnych karabinów maszynowych MG3, 11 karabinów automatycznych G3, cztery karabinki automatyczne G36, sześć pistoletów sygnałowych oraz dwa pistolety P8. Ponadto brakuje 30 luf do karabinów maszynowych MG3. Zaniepokojenie sytuacją wyraziła wiceprzewodnicząca partii Lewica, Martina Renner. Jak powiedziała dziennikarzom RND, liczba zaginionych sztuk broni i amunicji jest „zatrważająca“. Tym bardziej, że w wyniku prowadzonych śledztw udało się znaleźć jedynie nikłą część zgubionego wyposażenia. Martina Renner podsumowała efekty tych działań jako „nędzny bilans”. Skrytykowała też fakt, że z zestawienia nie wynika, czy jest tam też broń, którą znaleziono podczas dochodzenia przeciwko porucznikowi Bundeswehry Franco A. W grudniu 2017 prokuratura federalna w Karlsruhe oskarżyła go o przygotowywanie ciężkiego aktu przemocy zagrażającemu bezpieczeństwu państwa i naruszenie przepisów ustawy regulującej dostęp do broni palnej. Oficerowi zarzucono przygotowywanie zamachów na czołowych polityków niemieckich ze skrajnie prawicowych i rasistowskich pobudek. Na jego „czarnej liście” celów, która wpadła w ręce prokuratury, znaleźli się m.in. ówczesny minister sprawiedliwości Heiko Maas z SPD, Claudia Roth z partii Zielonych oraz Anetta Kahane, obrończyni praw człowieka i założycielka fundacji Amadeu Antonio Stiftung w Berlinie. Franco A. wszedł nielegalnie w posiadanie czterech sztuk broni palnej, ponad 1000 sztuk amunicji i ponad 50 ładunków wybuchowych. Płaczące dzieci w samolocie. Jak ich uniknąć? Jest rozwiązanie Przewoźnik Japan Airlines od niedawna stosuje funkcję opracowaną z myślą o osobach, dla których podróżowanie w towarzystwie płaczącego dziecka to koszmar. Za pośrednictwem strony internetowej linie umożliwiają sprawdzenie rozkładu miejsc w samolocie. Jeśli danym połączeniem podróżuje nieletni do drugiego roku życia, to „ikonka dziecka” pojawia się na konkretnym, zarezerwowanym przez rodziców lub opiekunów siedzeniu. Tym samym osoba korzystająca z usług przewoźnika ma możliwość wybrania miejsca oddalonego od tego zajmowanego przez malucha. BBC podaje, że linie poinformowały już o niedoskonałości tego rozwiązania. „Ikona dziecka” nie pojawi się wówczas, gdy bilet został zarezerwowany przez osobę trzecią lub jeśli w ostatniej chwili nastąpiła zmiana samolotu. Jak można było się spodziewać, pomysł podzielił internautów. Część użytkowników Twittera wskazuje na to, że problem podróżowania z płaczącymi dziećmi można rozwiązać za pomocą słuchawek redukujących hałas. To dzieci, też nimi kiedyś byliśmy. „Musimy nauczyć się tolerancji, bo wkrótce zaczniemy potrzebować mapy miejsc siedzących dla oddychających ustami, śliniących się czy pijaków”, napisał użytkownik G Sundar. Inny z internautów zauważył, że kiedyś przeszkadzały mu płaczące dzieci w samolocie, ale zmienił zdanie, gdy sam został rodzicem. Ne brakuje również zwolenników rozwiązania wprowadzonego przez Japan Airlines. „Dziękuję wam za ostrzeżenie mnie przed krzyczącymi dziećmi podczas 13-godzinnej podróży”, napisał Rahat Ahmed. Majorka liczy straty po bankructwie biura podróży Thomas Cook Ponad 25 tys. zagranicznych turystów nie przybędzie w październiku na urlop na Majorkę w rezultacie ogłoszonego w poniedziałek bankructwa przez biuro podróży Thomas Cook. Jak poinformował w piątek przedstawiciel autonomicznego rządu Balearów Marc Pons, wśród 25 tys. wczasowiczów, którzy nie będą mogli skorzystać z październikowego urlopu na Majorce, są również osoby, które miały podróżować ze spółkami pośrednio związanymi z Thomas Cook, np. firmą Neckermann. Pons wyjaśnił, że 80 proc. spodziewanych wczasowiczów, którzy z powodu upadłości brytyjskiej firmy musiało zrezygnować z wypoczynku na Majorce w przyszłym miesiącu stanowią obywatele Niemiec oraz państw skandynawskich. Jednak – jak twierdzi Pons – w związku z tym, iż Thomas Cook w okresie listopad-kwiecień nie kierował turystów na balearską wyspę, straty dla lokalnej gospodarki będą mniejsze. Ujawnił, że rząd Balearów rozpoczął już negocjacje z międzynarodowymi operatorami na temat „wejścia na rynek Majorki” po bankructwie brytyjskiego operatora. Z szacunków gazety „Diario de Mallorca” wynika, że w październiku z powodu kryzysu turystycznego na Majorce straci pracę ponad 1000 osób. Około 800 to zwalniani pracownicy biura Thomas Cook w Palmie. Pozostałe osoby stracą pracę głównie w sektorze hotelarskim. W poniedziałek wraz z ogłoszeniem upadłości przez firmę Thomas Cook w wielu hotelach Majorki właściciele obiektów żądali od gości uiszczenia dodatkowej opłaty za nocleg. Sytuacji tej doświadczyło m.in. kilkudziesięciu turystów z Polski. Rząd Balearów szacuje, że do czwartku kilkadziesiąt hoteli na Majorce wstrzymało działalność co najmniej do końca października w związku z ogłoszeniem upadłości przez Thomas Cook oraz współpracujące z nim spółki. Z kolei piątkowy dziennik „Diario de Ibiza” wskazuje, że większość działających na Ibizie hoteli, które współpracowały z grupą Thomas Cook, nie nosi się z zamiarem zamykania placówek w najbliższych tygodniach. Gazeta przypomina, że na tej balearskiej wyspie brytyjski bankrut kooperował z 42 hotelami. W środę autonomiczne władze Balearów ogłosiły, że zwrócą się do rządu Hiszpanii o wsparcie regionu kwotą 100 mln euro na pokrycie strat spowodowanych ogłoszeniem bankructwa przez biuro podróży Thomas Cook. Ujawniły, że najwięcej poszkodowanych na tym archipelagu turystów, około 36 tys. osób, znajduje się na Majorce. Z danych rządu Balearów wynika, że Thomas Cook zalega lokalnym firmom turystycznym, głównie operatorom hoteli, za realizację umów dotyczących okresu lipiec–wrzesień 2019 roku około 5 mln euro. Ranking FIFA kobiet. Polska nadal na 29. miejscu, USA na czele Kobieca reprezentacja Polski zajmuje 29. miejsce w opublikowanym w piątek rankingu Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej (FIFA). Na tej samej pozycji zespół trenera Miłosza Stępińskiego został sklasyfikowany w poprzednim, lipcowym zestawieniu. Słabe mecze kadry. Jak będzie w październiku? Liderkami pozostały Amerykanki, które niedawno obroniły tytuł mistrzyń świata. Drugie miejsce w rankingu utrzymały Niemki, a trzecie pozostały Holenderki. Polki przygotowują się do kwalifikacji ME. Miały je zacząć wyjazdowym meczem z Czeszkami 3 września. Dzień przed spotkaniem zostało ono – z powodu zatrucia pokarmowego przeciwniczek – przełożone o rok. W tej sytuacji Polki zainaugurują kwalifikacje spotkaniem z Hiszpankami 12 listopada w Lublinie. Wcześniej „Biało-Czerwone” rozegrają dwa towarzyskie mecze – 3 października na wyjeździe z Cyprem, a pięć dni później w Kielcach z Brazylią. W grupie rywalami Polek są reprezentacje Hiszpanii, Czech, Azerbejdżanu i Mołdawii. Zwycięzcy grup i trzy najlepsze drużyny z drugich miejsc awansują bezpośrednio do turnieju finałowego. Pozostałych sześć zespołów z drugich pozycji zagra w barażach o trzy ostatnie przepustki do mistrzostw Europy. Stawkę 16 uczestników uzupełni gospodarz – Anglia. Męska reprezentacja Polski we wrześniowym rankingu FIFA spadła z 20. na 22. lokatę. „Rz”: Smog przygniótł rząd „Efekty programu «Czyste powietrze» są nikłe, a piece węglowe będą tej zimy kopcić jak gdyby nigdy nic”, czytamy na pierwszej stronie dzisiejszej „Rzeczpospolitej”. „Do tej pory w ramach programu «Czyste Powietrze» złożono 82 tys. wniosków na dofinansowanie o łącznej wartości 2 mld zł, z czego 48 tys. decyzji było pozytywnych. Zaakceptowane wnioski opiewają w sumie na kwotę ponad 915 mln zł”, podaje "Rz", powołując się na dane od rzecznika Ministra Środowiska. Jak zaznacza gazeta, z programu zwracana jest tylko część poniesionych kosztów. Rezultaty zapowiadanego szumnie programu dziennik ocenia jako "skromne". Samorządowcy, cytowani przez „Rz”, upatrują się porażki „Czystego Powietrza” m.in. w zbyt dużej biurokracji. „Program powinien być znacznie prostszy: zgłoszenie elektroniczne, wysłanie faktur pocztą, ewentualna wyrywkowa kontrola realizacji. To by usprawniło działania”, uważa burmistrz Lidzbarka Warmińskiego Jacek Wiśniowski. Aktywiści z Polskiego Alarmu Smogowego zauważają zaś, że w pierwszym roku działania zrealizowano mniej niż 1 proc. założonego celu wymiany 3 mln kopcących kotłów. Jak zauważa „Rz”, choć budżet programu to 103 mld zł na 10 lat, czyli rocznie 10 mld zł, kwota ta jest wirtualna. „W budżecie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na ten rok zarezerwowano raptem 1,4 mld zł”, czytamy. Kongres zgadza się na F-35 dla Polski Błaszczak: Teraz negocjacje ceny Kongres USA wyraził zgodę na sprzedaż Polsce 32 najnowocześniejszych samolotów F-35. „To jeden z ostatnich kroków przed zawarciem kontraktu, jednak nie koniec naszej pracy”, napisał Mariusz Błaszczak na Twitterze. „Będziemy twardo negocjować, aby osiągnąć jak najkorzystniejszą cenę”, dodał polski minister. Umowa na polskie F-35 Polskie siły powietrzne zasilić mają docelowo 32 myśliwce F-35 Lightning II produkowane przez koncern Lockheed Martin. W połowie września zgodę na ich sprzedaż Polsce wyraził Departament Stanu USA. W komunikacie podkreślono, że inwestycja wesprze bezpieczeństwo narodowe oraz politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych poprzez poprawę bezpieczeństwa sojusznika NATO, który jest ważną siłą dla stabilności politycznej w Europie. Z informacji Departamentu Stanu wynika, że Polska ma zapłacić za myśliwce 6,5 mld dolarów. Nie jest to jednak cena ostateczna. Departament Stanu zaznaczył, że kontrakt będzie obejmował także dostawę części zamiennych i naprawczych, sprzętu szkoleniowego, wykonanie usług inżynieryjnych, logistycznych i kadrowych oraz powiązane elementy wsparcia logistyki i programu i szkolenie personelu. Myśliwce Lockheed Martin F-35 Myśliwiec F-35 Lightning II produkowany przez koncern Lockheed Martin to jednomiejscowy i jednosilnikowy myśliwiec wielozadaniowy piątej generacji. Samolot jest zdolny do wykonywania misji bliskiego wsparcia, bombardowań i typowo myśliwskich zadań walki powietrznej. Dzięki zastosowaniu technologii stealth myśliwiec jest niewykrywalny dla radarów bliskiego zasięgu. Niedawno myśliwce F-35 kupiła Belgia w ramach kontraktu o wartości 4,55 mld dolarów. Belgowie chcą nimi zastąpić starzejące się F-16. Zakup amerykańskich samolotów bojowych mają rozważać także inni sojusznicy USA, w tym Finlandia, Szwajcaria i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Barbie przeciw stereotypom. Genderowe lalki Producent Barbie wprowadził na rynek serię lalek neutralnych płciowo. Chce w ten sposób walczyć ze stereotypami. Producent Barbie wprowadził na rynek serię lalek neutralnych płciowo Obok Barbie o różnym kolorze skóry, figurze czy fryzurze, firma Mattel wprowadziła do sprzedaży lalki neutralne płciowo. Zabawki z serii „Creatable World” noszą peruki. Dzieci mogą zatem zdecydować, czy ich Barbie ma mieć krótkie włosy, czy długie. Ich garderoba składa się zarówno ze spodni, jak i z sukienek. W mgnieniu oka lalki mogą z dziewczynek stać się chłopcami i odwrotnie. Dostępne są także w różnych kolorach skóry i z różnymi ubraniami. Zrezygnowano też z podkreślania charakterystycznych cech płciowych – genderowe lalki nie mają już pełnych ust, długich rzęs i szczupłej talii czy – w przypadku Kena – szerokich ramion. Firma uważa, że dzieci nie lubią, gdy ich lalki mają narzucone normy płciowe, a niektórzy rodzice i feministki są przekonani, że zabawki robione z myślą o konkretnej płci hamują ambicje dziewczynek i wzmacniają tradycyjne stereotypy. „Nowe lalki pozwolą wszystkim dzieciom czuć się wolnymi”, zapowiada firma Mattel. Lalka Barbie, która pojawiła się na rynku w 1959 roku w stroju kąpielowym i butach na wysokim obcasie, była w przeszłości wielokrotnie krytykowana za propagowanie „niezdrowych kobiecych stereotypów”, takich jak na przykład nienaturalna proporcja ciała. Koncern zareagował na krytykę i wprowadził już na rynek lalki o różnych kolorach skóry, a także bardziej zaokrąglonych kształtach. Pojawiły się także lalki w hidżabie. Zandberg: koło bądź klub Razem może mieć kilkunastu posłów Zandberg zapytany w radiu ZET , ilu kandydatów jego partii może dostać się do Sejmu z list ugrupowań lewicowych (KW SLD z którego list startują kandydaci do Sejmu SLD, Wiosny i Lewicy Razem, startujący ze wspólnym logo „Lewica”), odpowiedział, że to zależy od rezultatu komitetu. „Wierzę, że wynik Lewicy będzie bardzo dobry, bo czujemy, że ludzie wiążą nadzieję z tym, że Lewica ma już nie tylko racje, ale ma też siłę”, zaznaczył. Według Zandberga wynika z tego, że lewica może mieć 60–80 posłów. „To oznaczać może, że koło bądź klub Razem będzie miał kilkunastu posłów. Ale to zależy od Polek i Polaków. Ja nie będę zgadywać i mówić, jak to się wydarzy”, powiedział. Dopytywany, czy Lewica Razem będzie miała oddzielne koło, Zandberg odparł: „My jesteśmy umówieni na to, że jesteśmy różnorodni, i nie będziemy udawali, że tej różnorodności nie ma. Myślę, że tę różnorodność Polacy nagrodzili, bo pokazaliśmy, że różniąc się, potrafiliśmy się dogadać co do wspólnego programu”. Pytany, czy największym beneficjentem wspólnego startu, jest lider SLD Włodzimierz Czarzasty, Zandberg odpowiedział, że jego zdaniem największymi beneficjentami są centrolewicowi i lewicowi wyborcy. Z kolei na uwagę, że to SLD dostanie całą subwencję, odparł, że „celem partii politycznej jest to, żeby reprezentować swoich wyborców”. Zandberg przyznał, że w wyborach do Sejmu zagłosuje na siebie. W przypadku wyborów do Senatu zaznaczył, że zastanawia się. „Oferta jest różnorodna i w tej ofercie są kandydaci i kandydatki, do których mojemu sercu jest bliżej, ale są też tacy, do których mojemu sercu jest dalej”, stwierdził. „Powiem natomiast bardzo uczciwie i jasno, że gdybym w okręgu nr 44 senackim się znalazł, to wziąłbym zaświadczenie wyborcze i zagłosował w innym okręgu”, podkreślił polityk. „Chyba nie skusiłbym się na oddanie głosu na ministra Kazimierza Ujazdowskiego (kandydata KO - PAP)”, dodał. W tym okręgu poza Ujazdowskim startują lider Obywateli RP Paweł Kasprzak oraz Marek Rudnicki z PiS. Dakar: Otwarto największy meczet w Afryce Zachodniej Dziesiątki tysięcy ludzi z całego Senegalu zebrały się w piątek w stolicy na inaugurację ogromnego meczetu, uważanego za największy w Afryce Zachodniej. Muzułmanie przybywali autobusami, samochodami i pieszo do dzielnicy Bopp, gdzie stanął nowy meczet, mogący pomieścić 30 tys. wiernych. Obiekt został zbudowany przez bractwo Mouride, należące do sufickiego nurtu islamu, który dominuje w Senegalu. Prace nad meczetem rozpoczęły się dziesięć lat temu na podmokłym obszarze o powierzchni sześciu hektarów, przekazanym przez rząd. Nazwa meczetu Massalikul Jinan („Ścieżki do raju”) pochodzi od tytułu wiersza szejka Ahmadou Bamba Mbacke, XIX-wiecznego założyciela bractwa, czczonego przez wyznawców jako święty. Meczet obłożony jest marmurem karraryjskim i posiada pięć minaretów. Najwyższy z nich ma 78 metrów. Meczet w środku pomieści 15 tys. wiernych, a drugie tyle może przebywać na zewnętrznej esplanadzie. W bogato wykończonych wnętrzach można podziwiać pozłacaną kopułę, gigantyczne żyrandole i dekoracje ręcznie wykonywane przez robotników z Maroka. Budowniczowie twierdzą, że meczet jest największy w Afryce Zachodniej, ale gmach i tak nie ma porównania do meczetów w innych regionach. W Maroku meczet Hassana II w Casablance może pomieścić 105 tys. wiernych. Budowa meczetu, która kosztowała ponad 30 milionów euro, została sfinansowana z prywatnych darowizn. Rząd, oprócz ziemi, zafundował natomiast oświetlenie, urządzenia sanitarne i sfinansował roboty drogowe o wartości 10,5 miliona euro. Trener Smyła: Naszym problemem nie jest Śląsk, tylko my sami Passę ośmiu ligowych meczów bez zwycięstwa piłkarze Korony postarają się przerwać w piątkowym spotkaniu z wiceliderem ekstraklasy Śląskiem. „Naszym problemem nie są wrocławianie, tylko my sami, musimy pracować nad tym, co gramy”, podkreślił trener kielczan Mirosław Smyła. Piłkarze Korony ostatnie i jak do tej pory jedyne zwycięstwo w lidze odnotowali w pierwszej kolejce, kiedy na wyjeździe pokonali 1:0 beniaminka rozgrywek Raków Częstochowa. Później kielczanie zanotowali dwa remisy i sześć porażek, a we wtorek przegrali 0:1 z Zagłębiem Lubin w 1/32 finału Pucharu Polski. „Napawa mnie optymizmem to, że w ostatnich sekundach meczu pucharowego piłkarze walczyli o bramkę, chcieli zremisować. Ich upadek na murawę po ostatnim gwizdku nie wynikał z załamania, tylko to był upadek złości, bo byli tak blisko”, powiedział Smyła. Jak zaznaczył, Śląsk posiada bardzo silne skrzydła, dlatego będzie uczulał zespół na grę w bocznych sektorach boiska. „Mamy świadomość jakości przeciwnika, ale też patrzymy na to, co my chcemy grać”, dodał trener. W piątkowym meczu w Koronie na pewno nie zagra pauzujący za nadmiar żółtych kartek Ognjen Gnjatic, w kadrze zabraknie także kontuzjowanych Jakuba Żubrowskiego i Michaela Gardawskiego. Budujące natomiast jest zgłoszenie się w meczu pucharowym kilku zawodników z chęcią gry. „Mamy ból głowy, niedawno wydawało się, że go nie będzie, a teraz jest”, stwierdził Smyła. Obrońca Korony Daniel Dziwniel podkreślił, że Śląsk nie będzie łatwym rywalem na przełamanie passy ośmiu ligowych meczów z rzędu bez zwycięstwa, natomiast w ekstraklasie każdy może wygrać z każdym. „Jesteśmy dobrym zespołem. W ostatnich tygodniach może nie pokazujemy tego na boisku, ale przyjdzie ten moment, że będziemy wygrywać i wierzymy, że będzie to już w piątek”, zaznaczył piłkarz. Po dziewięciu kolejkach ekstraklasy Korona z dorobkiem pięciu punktów zajmuje 15. pozycję. Śląsk zgromadził o 12 więcej i plasuje się na drugim miejscu. Piątkowy mecz w Kielcach rozpocznie się o godz. 20.30. Te drzewa mogą całkowicie zniknąć z Europy „42 proc. gatunków drzew składających się na drzewostan Europy jest zagrożone”, ostrzega Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (IUCN) w opublikowanej w piątek „Czerwonej księdze drzew europejskich”. Na czele listy są m.in. kasztanowce i jarzębina. IUCN, organizacja mająca siedzibę w Gland w Szwajcarii, publikuje listę zagrożonych gatunków europejskich drzew po raz pierwszy. Została sporządzona przez specjalistów, którzy na podstawie badań doszli do wniosku, że spośród 454 gatunków drzew występujących w Europie (a także w innych miejscach świata) 42 proc. jest „w wysokim stopniu zagrożonych”. Wśród przyczyn Czerwona księga wymienia szybki rozrost aglomeracji miejskich i globalne zmiany klimatyczne. Jednak najbardziej zagrożone są te drzewa i krzewy, które występują jedynie lub głównie na naszym kontynencie. Jeśli chodzi o typowo europejski drzewostan, to według specjalistów z IUCN zagrożonych jest 58 proc. gatunków, a 15 procentom, tj. 66 gatunkom drzew i krzewów, grozi wyginięcie. Wśród głównych przyczyn deforestacji Czerwona księga wymienia błędy w eksploatacji drzewostanu, przyspieszoną urbanizację, zbyt intensywną wycinkę drzew, a w dalszej kolejności pożary lasów i zmiany zachodzące w europejskim ekostystemie. Według autorów raportu mocno zagrożona jest także egzystencja wielu europejskich odmian krzewów, mchów i porostów. „Następstwa działalności człowieka prowadzą do stopniowego zaniku gatunków europejskich roślin i stwarzają w Europie niebezpieczeństwo wyginięcia ważnych i niedocenianych odmian, które stanowią podstawę europejskich ekosystemów i mają wpływ na zdrowie naszej planety”, podsumował raport Luc Bas, który kieruje europejskim biurem IUCN. Grzegorz Schetyna: Nie obiecam 600+ „Dziś PiS chce przekupić Polaków, oferując im za wolność rozdawnictwo na kredyt, który będą musiały spłacać przyszłe pokolenia”, mówi Grzegorz Schetyna w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Jego zdaniem, „cała polityka PiS to pic”. Jednocześnie polityk obiecuje, że „co jest dane, nie będzie zabrane”. Schetyna zapewnia w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem, że ma pomysł na pokonanie Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi o mobilizację elektoratu przy urnach wyborczych. Jego zdaniem, opozycja ma większy potencjał w tym zakresie niż partia Kaczyńskiego. „Dzisiaj ludzi świadomych, którzy chcą żyć w normalnym państwie, jest więcej niż zwolenników PiS, partii, która sprzeniewierzyła się głoszonym wartościom, takim jak skromność, pokora, transparentność”, mówi Schetyna. Lider Koalicji Obywatelskiej i przewodniczący Platformy Obywatelskiej zaznaczył też podstawowe założenia programu wyborczego KO. „Po pierwsze, nic co dane, nie będzie odebrane, ale trzeba wyznaczyć kierunek na przyszłość, bo PiS zajmuje się wyłącznie sytuacją tu i teraz, nie ma planu dla Polski, co widać choćby po dramatycznie niskich inwestycjach”, stwierdził. Po drugie, chodzi o „uruchomienie energii Polaków, pomoc i inwestowanie w tych, którzy rzetelnie pracują - i tych, którzy są przedsiębiorczy”. Schetyna tłumaczy, że w programie KO znalazł się m.in. projekt, który najmniej zarabiającym Polakom da więcej o 614 złotych na rękę, a więcej zarabiającym – też po kilkaset. Polityk zaznaczył też, że nie chce ścigać się na rozdawnictwo. Jak powiedział, zrobi tyle, ile będzie mógł zrobić, ale nie obieca 600+. „Nigdy nie pozwolę na wariant grecki, gdzie rządzący licytowali się z opozycją na rozdawnictwo, aż w końcu doszło do upadku finansowego kraju”, podkreślił. Schetyna w wywiadzie dla „Rz” stwierdził także, że Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki boją się debatować z nim i Małgorzatą Kidawą-Błońską. „Obnażylibyśmy ich hipokryzję i propagandę”, powiedział. „Pycha kroczy przed upadkiem. Kaczyński jest takim mężem stanu, jak Banaś jest kryształowy”, dodał. Lider PO powiedział także, że nie zdecydował jeszcze, czy będzie się ubiegać o przewodniczenie Platformie. Argentyna: Sześć martwych kondorów wielkich W argentyńskiej prowincji Santa Cruz znaleziono sześć martwych kondorów wielkich – informuje TVN24. Specjaliści uważają, że do ich zgonów przyczyniła się działalność człowieka. Kondory wielkie prawdopodobnie zostały otrute środkiem do zabijania drapieżników takich jak pumy, lisy czy dzikie psy. Zwierzęta mogły zjeść toksyczną padlinę. Oprócz jednego młodego osobnika, reszta martwych kondorów była dorosła. „To duża strata dla środowiska, ponieważ kondor musi osiągnąć 10–15 lat, aby stał się płodny i zdolny do rozmnażania. Tak więc tracimy chroniony gatunek, gatunek zagrożony”, mówi Luis Jacome, dyrektor BioAndina Foundation, argentyńskiej organizacji zajmującej się ochroną środowiska. „Myślę, że stosowanie toksycznej przynęty i trucizny naraża nie tylko ten gatunek na niebezpieczeństwo, ale wszystkie inne formy życia, w tym ludzkie zdrowie”, dodaje. „Rz”: Chcą klejnotu dla prezydenta Ruszyły prace nad przyznaniem głowie państwa drogocennego łańcucha. Pomysł poparła kancelaria Andrzeja Dudy – czytamy w „Rzeczpospolitej”. Jak tłumaczy gazeta, chodzi o złoty łańcuch Orderu Orła Białego, królewskie insygnium oficjalnie zwane w okresie międzywojennym klejnotem Rzeczypospolitej. Ostatni raz używał go prawdopodobnie prezydent Ignacy Mościcki. „Rz” podaje, że wkrótce taki łańcuch może trafić na ramiona Andrzeja Dudy. Senacka Komisja Praw Człowieka, Praworządności i Petycji przegłosowała w środę wniosek o podjęcie prac nad nowelizacją ustawy o orderach i odznaczeniach po to, by go przywrócić. Dziennik pisze, że nie jest to też pierwsza próba przywrócenia tego łańcucha głowie państwa. Senat już 1992 roku zaproponował taką poprawkę, ale przepadła ona jednym głosem. Tym razem prace są błyskawiczne. Na początku sierpnia senatorowie poświęcili tej sprawie kilka minut uznając, że zasięgną opinii Kancelarii Prezydenta. Ta nadeszła w połowie września. „Informuję uprzejmie, że Kancelaria Prezydenta RP nie zgłasza uwag do stanowiska przedstawionego w przedmiotowej petycji”, napisał wtedy prezydencki minister Andrzej Dera. W środę sprawę kontynuowała komisja senacka i ponownie poświęciła sprawie mało czasu. „Kancelaria Prezydenta odpowiedziała nam krótko: jest za tym, żeby to przywrócić”, powiedział szef komisji Robert Mamątow z PiS, cytowany przez „Rz”. Zgłosił on wniosek o podjęcie prac legislacyjnych, który komisja poparła. Policjanci będą uczyć kierowców, jak jeździć przez skrzyżowanie Policyjna akcja będzie prowadzona m.in. na skrzyżowaniu al. Cieplińskiego z al. Piłsudskiego. Działania mundurowych mają niejako związek z niedawnymi skargami władz miasta na kierowców nie zawsze potrafiących odpowiednio zachować się na skrzyżowaniu. W piątek, 27 września, policjanci rozpoczynają w Rzeszowie działania prewencyjne „Przejezdne skrzyżowania”. Chodzi o wyeliminowanie utrudnień w ruchu: wjeżdżania na skrzyżowanie bez możliwości zjazdu, niestosowanie się do sygnałów świetlnych czy znaków drogowych. „Często myślimy, że jesteśmy sami na skrzyżowaniu, a tak naprawdę utrudniamy życie innym kierowcom”, mówił kilka dni temu Marek Ustrobiński, wiceprezydent miasta. Jego słowa wybrzmiały na konferencji prasowej ratusza, na której władze miasta przedstawiały przykłady nieodpowiedniego poruszania się samochodów po skrzyżowaniach, co w efekcie tworzy korki. Wówczas prezydent apelował do podróżnych o rozsądek na drodze i m.in. szybsze ruszanie na światłach czy niepisanie SMS-ów w trakcie jazdy. Temat niejako przejęli rzeszowscy policjanci, którzy od dziś rozpoczynają akcję „Przejezdne skrzyżowania”. O co chodzi? Celem działań jest wyeliminowanie zjawiska ograniczania przejezdności na skrzyżowaniach przez kierowców wjeżdżających na nie bez możliwości kontynuowania jazdy. To częste wykroczenie, które przyczynia się do potęgowania utrudnień w ruchu i tworzenia korków. Zagrożone jest mandatem w wysokości 300 zł i 2 punktami karnymi. Ponadto mundurowi będą zwracać uwagę na niestosowanie się do sygnałów świetlnych czy znaków drogowych oraz nieprawidłowe parkowanie w rejonie skrzyżowań. Będą także obserwować brak płynności jazdy, późne ruszanie spod sygnalizatorów, wolne przejeżdżanie skrzyżowań i pozostawianie zbyt dużych odległości pomiędzy pojazdami. Na jakich skrzyżowaniach będą prowadzone działania? M.in. na ul. Lisa-Kuli z ul. Jagiellońska; al. Cieplińskiego z al. Piłsudskiego; ul. Targowej z al. Piłsudskiego; Placu Śreniawitów z ul. Dąbrowskiego czy ul. Hetmańskiej z al. Powstańców Warszawy. Tego typu akcje w stolicy Podkarpacia będą prowadzone w kolejne piątki października. Skontrolowali firmę utylizującą odpady z „Czajki” „Urzędnicy Wydziału Ochrony Środowiska Starostwa Powiatu Wołomińskiego i Powiatowej Inspekcji Nadzoru Budowlanego skontrolowali w piątek instalację w gminie Zielonka, w której utylizowane są odpady z oczyszczalni ścieków „Czajka” w Warszawie”, poinformował rzecznik starostwa wołomińskiego Karol Szyszko. Inspektorzy ze starostwa wołomińskiego przeprowadzili kontrolę w zakładzie znajdującym się w lasach należących do gminy Zielonka. Prywatny Zakład Handlowo-Transportowy „Dar-Trans”, na mocy umowy ze stołeczną oczyszczalnią ścieków „Czajka” wykonuje usługi gospodarowania odpadami pościekowymi. „Dokonano oględzin instalacji, ponadto poproszono przedsiębiorcę o dostarczenie dokumentacji związanej z prowadzoną przez niego działalnością”, powiedział Szyszko. Dodał, że raport pokontrolny zostanie przekazany m.in. do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie. Ostatnia kontrola w „Dar-Transie” przeprowadzona była przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie w okresie 29 grudnia 2015 r. – 11 lutego 2016 r. Ustalono wówczas, że firma nie wykonywała pobrania próbek, pomiarów i badań wód podziemnych, a także nie dysponowała wynikami badań ustabilizowanych komunalnych osadów ściekowych z oczyszczalni ścieków „Czajka”. Po kontroli WIOŚ-u Dariusz Sobota został wezwany do zaprzestania naruszania warunków decyzji. Prywatny Zakład Handlowo-Transportowy „DAR-TRANS” Dariusz Sobota jest jedną z firm odbierających odpady w postaci ustabilizowanych komunalnych osadów ściekowych z oczyszczalni „Czajka”. Zgodnie z decyzją na prowadzenie utylizacji odpadów na terenie wyrobiska, w lasach koło Zielonki przetwarzane są odpady o masie do 60 000 ton rocznie. Warszawskie Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji informowało w ubiegły czwartek, że na przełomie listopada i grudnia 2018 z eksploatacji została wyłączona STUOŚ, co było związane z uszkodzeniem jednego z urządzeń spalarni. Jak informowało MPWiK, miesięczny koszt ich wywozu to 1,7 mln zł (wyliczony na podstawie kosztów wywozu od 01.01.2019 r. do 31.08.2019 r.). Lech Wałęsa poparł Małgorzatę Kidawę-Błońską. „Podjęła się pani trudnego zadania, może pani liczyć na moje całkowite wsparcie”, powiedział w piątek Lech Wałęsa do Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. „Panie prezydencie, dla mnie to bardzo ważne słowa”, odpowiedziała kandydatka Koalicji Obywatelskiej na premiera, liderka listy KO w Warszawie. Były prezydent podkreślił, że jeśli chodzi o sytuację w Polsce, to jest teraz „tylko kibicem na emeryturze”. Małgorzata Kidawa-Błońska spotkała się w piątek z byłym prezydentem Lechem Wałęsą w jego biurze w gdańskim Europejskim Centrum Solidarności. W krótkiej rozmowie za zamkniętymi drzwiami udział wziął też syn Wałęsy – Jarosław. „Podjęła się pani trudnego zadania”, powiedział po spotkaniu Lech Wałęsa. „Może pani liczyć na moje całkowite wsparcie”, dodał. „Problemy przed Polską są znane nam wszystkim. Dlatego też wielka nadzieja, że pani sobie jako kobieta poradzi z tymi problemami, a my wszyscy – ci, którzy kochają Polskę – będziemy maksymalnie wspierać pani działania”, powiedział były prezydent, zwracając się do Kidawy-Błońskiej. Bardzo ważne słowa Kidawa-Błońska podziękowała za poparcie. „Panie prezydencie, dla mnie to bardzo ważne słowa, bo nikt jak pan nie potrafi mówić o wolności, o konstytucji i wie, jakie to jest ważne”, powiedziała. „Pokażmy, że można robić inną, mądrą politykę, razem, ale zgodnie z konstytucją, zgodnie z prawem, zgodnie z szacunkiem dla innych. Pan tak robił swoją rewolucję, a my tak chcemy zmieniać Polskę”, podkreśliła Kidawa-Błońska. Kibic na emeryturze Wałęsa w rozmowie z dziennikarzami powiedział, że jest teraz „tylko kibicem na emeryturze”. „Oczywiście przyglądam się temu. Mam nadzieję, że odwrócimy bieg zdarzeń, że to, co było dobre, sprawdzone, (do tego) powrócimy. Trójpodział władzy jest najważniejszy, konstytucja jest najważniejsza, sądy są niezbędnie potrzebne. I to wszystko trzeba odczyścić, to wszystko trzeba przywrócić do normalnego działania i w to wierzę, że tym razem tego dokonamy. Bo jeśli nie, to czeka nas kryterium uliczne”, powiedział Lech Wałęsa. „Dlatego tak ważne, żeby Polacy poszli na wybory, zastanowili się i samodzielnie podjęli decyzję. I to jest najważniejsze”, dorzuciła Kidawa-Błońska. „Ostatnia szansa, że kartką poprawimy stan rzeczy, jaki jest w Polsce”, odpowiedział na to były prezydent. „Musimy zbudować na nowo fundament” Pytana o najważniejsze dla niej zmiany, jakie powinny zajść w Polsce, Kidawa-Błońska powiedziała: „Pan prezydent bardzo dobrze powiedział. My musimy zbudować na nowo fundament, na którym możemy robić wszystkie inne rzeczy. Skoro trójpodział władzy nie istnieje, skoro konstytucja nie jest szanowana, musimy wrócić do początku i doprowadzić do tego, żeby to stało się oczywistością i żeby wszyscy wiedzieli, że inaczej Polska nie posunie się ani krok do przodu”. ME siatkarzy: Słowenia – Polska 3:1 w półfinale. Na gorącym terenie w Lublanie polscy siatkarze starli się ze Słoweńcami w półfinale mistrzostw Europy. Nie brakowało kontrowersji i dyskusji z sędziami, z trenerem Polaków Vitalem Heynenem w roli głównej. „Biało-Czerwoni” przegrali 1:3 i zagrają o brązowy medal. Senat zadecydował w sprawie kluczowych ustaw Senat przyjął bez poprawek ustawy o ujawnieniu majątków rodzin najważniejszych urzędników państwowych i o lotach najważniejszych osób w państwie. Za nowelizacją ustawy o majątkach rodzin urzędników państwowych – bez poprawek – głosowało 52 senatorów, 14 było przeciw, trzech wstrzymało się od głosu. Tym samym senatorowie zdecydowali o odrzuceniu 12 poprawek, zgłoszonych podczas środowej debaty przez senatora PO Sławomira Rybickiego. Według niego poprawki miały ustawę „ucywilizować” i ograniczyć zakres podawanych w oświadczeniu informacji o sytuacji majątkowej dzieci własnych, dzieci małżonka, dzieci przysposobionych do przypadków, w których dzieci pozostają we wspólnym gospodarstwie domowym z osobą zobowiązaną do złożenia oświadczenia. Ustawa w sprawie jawności majątku rodzin najważniejszych urzędników państwowych, której projekt powstał w kancelarii premiera, została uchwalona przez Sejm 11 września. Przepisy zakładają, że m.in. premier, ministrowie, posłowie, posłowie do PE, senatorowie, prezesi: Trybunału Konstytucyjnego, Naczelnego Sądu Administracyjnego i Sądu Najwyższego, a także osoby stojące na czele innych instytucji państwowych będą zobowiązane do umieszczania w oświadczeniu majątkowym informacji o majątku osobistym małżonków, dzieci i osób pozostających we wspólnym pożyciu. Senat nie zaproponował też poprawek do ustawy o lotach najważniejszych osób w państwie. Reguluje ona, jakie loty mają status HEAD i kto może znajdować się na pokładzie rządowych samolotów wraz z najważniejszymi osobami w państwie. Ustawa precyzuje też, kto jest odpowiedzialny za prowadzenie Centralnego Rejestru Lotów. Za ustawą – bez poprawek – opowiedziało się 55 senatorów, 12 było przeciw, czterech wstrzymało się od głosu. Zgodnie z ustawą, każdy lot prezydenta będzie lotem „wykonywanym w misji oficjalnej”. W lotach prezydentowi będą mogli towarzyszyć członkowie rodziny oraz inne zaproszone przez prezydenta osoby. Natomiast lotem w misji oficjalnej premiera oraz marszałków Sejmu i Senatu będzie tylko lot „odbywany w celu realizacji zadań bezpośrednio związanych z pełnioną funkcją”. Ustawa precyzuje także listę osób, które mogą towarzyszyć najważniejszym osobom w państwie w trakcie lotu. Według przepisów na pokładzie samolotu mogą znajdować się członkowie delegacji – zaproszeni posłowie, senatorowie, przedstawiciele władz publicznych oraz eksperci; osoby zapewniające obsługę techniczną, medyczną lub organizacyjną; a także dziennikarze. Zgodnie z ustawą, w przypadku wystąpienia wątpliwości związanych z lotami marszałków Sejmu i Senatu, szef KPRM będzie występować o ich wyjaśnienie. Jeśli takie wątpliwości nie zostaną w wyznaczonym czasie wyjaśnione, szef KPRM będzie zobowiązany do powiadomienia szefów kancelarii Sejmu lub Senatu o braku możliwości organizacji takiego lotu. Nowy pełnomocnik od sportu Waldemar Paluch powołał swojego pełnomocnika ds. kultury fizycznej, sportu i turystyki. Został nim Artur Świątek, długoletni prezes Klubu Uczelnianego AZS PWSTE Jarosław, przez ostatnie 4 lata dyrektor Biura Rektora jarosławskiej uczelni. fot. Bartłomiej Pacek Artur Świątek ostatnio mocno zaangażowany był przy projekcie reaktywacji koszykówki w Jarosławiu. Artur Świątek nie jest postacią anonimową w jarosławskim środowisku sportowym. Absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Białej Podlaskiej od 2002 r. jest instruktorem w Państwowej Wyższej Szkole Techniczno-Ekonomicznej w Jarosławiu, a od 15 lat pełni funkcję prezesa Polacy po pierwszym treningu w Paryżu, czekają na ostatniego rywala Polscy siatkarze odbyli w piątek pierwszy trening w Paryżu, gdzie w sobotę wystąpią w meczu o brązowy medal. Podopiecznym Vitala Heynena drogę do wywalczenia tytułu zamknęła czwartkowa porażka ze Słoweńcami 1:3 w Lublanie. Głośno było o ich kłopotach z podróżą na ten pojedynek. Tym razem obyło się bez takich problemów – w piątkowe przedpołudnie udali się razem ze Słoweńcami czarterem do Paryża, a kilka godzin później odbyli trening w słynnej hali Bercy. Według relacji osób obecnych na zajęciach, szkoleniowiec mistrzów świata był poddenerwowany. Jak zaznaczył asystent Heynena Michał Mieszko Gogol, tym razem głównym zadaniem nie było samo ćwiczenie siatkarskich elementów. „Pojechaliśmy na halę, ale w zdecydowanej większości był to czas dla zespołu. Chodziło o tym, żeby bardziej spędzić go razem niż trenować. Porozmawiać, zastanowić się, jak to wszystko odbudować jako drużyna”, relacjonował. Potwierdził, że półfinałowa porażka była bolesną lekcją zarówno dla zawodników, jak i dla sztabu szkoleniowego. „Zostaliśmy brutalnie sprowadzeni na ziemię. Bez dwóch zdań jesteśmy rozczarowani. Ciągle wierzyliśmy, że wrócimy jeszcze do tego meczu. Dyskutowaliśmy o tym meczu między sobą w sztabie, trener rozmawiał sporo z zawodnikami. Jako dwie główne przyczyny porażki wskazałbym nieskuteczność w ataku i znacznie gorsze niż zwykle radzenie sobie z piłkami sytuacyjnymi. Słoweńcy byli pod tym względem od nas znacznie lepsi”, analizował. Jego zdaniem, „Biało-Czerwonym” na przeszkodzie nie stanął stres, związany z występem przeciwko wspieranym przez głośną i liczną publiczność współgospodarzom turnieju. Przyznał za to, że mistrzów świata mogła nieco uśpić gładka droga do półfinału. „Być może, gdyby w fazie grupowej przydarzyła się nam porażka w podobnym stylu, to szybciej byśmy przeanalizowali tę lekcję i później inaczej byśmy grali w dalszej fazie turnieju. Ale to tylko gdybanie”, zastrzegł. Gogol ma nadzieję, że złość związaną z czwartkową porażką Polakom uda się przekuć w agresję w meczu o brąz. „Mam nadzieję, że pokażemy wówczas swoje prawdziwe oblicze. Jest się o co bić. Ostatnio medal ME wywalczyliśmy w 2011 roku”, przypomniał. Paryż jest piątym miastem, a Francja trzecim krajem odwiedzanym przez Polaków podczas tych mistrzostw. W fazie grupowej rywalizowali w Rotterdamie i Amsterdamie, na dwa pierwsze spotkania fazy grupowej udali się do Apeldoorn, a na półfinał przenieśli się do Lublany. Nick Kyrgios: kara surowa, lecz w zawieszeniu Australijski tenisista otrzymał 16-tygodniowy zakazu startów oraz grzywnę w wysokości 25 tysięcy dolarów – w półrocznym zawieszeniu – za naganne słowa, gesty i czyny podczas ostatnich turniejów ATP. Działacze ATP World Tour tracą cierpliwość do Kyrgiosa, ale wciąż jeszcze dają mu szansę poprawy. Podsumowanie występków najbardziej nieokrzesanego tenisisty zawodowego ostatnich lat wygląda groźnie – 16 tygodni przerwy plus spora grzywna, ale jednak obie kary są wstrzymane na pół roku – okres próbny, w którym krnąbrny sportowiec będzie mógł się poprawić. Nick Kyrgios ma dopiero 24 lata, ale rozrabia już od dawna i dorobił się swoistego tenisowego rekordu świata – musiał zapłacić najwyższą w historii dyscypliny pojedynczą karę finansową za łamanie zasad zachowania na korcie i obok niego. Głośne przekleństwa, dziwne gesty, niesportowe zachowanie, obrażanie sędziego i widzów, złamanie dwóch rakiet podczas przegranego meczu z Karenem Chaczanowem – za to wszystko po sierpniowym turnieju ATP Masters 1000 w Cincinnati zapłacił 113 tysięcy dolarów. W US Open 2019 też nie grał długo, ale zdążył publicznie powiedzieć, że działacze ATP „są skorumpowani”, co zabolało władze organizacji tak bardzo, że wdrożyły dochodzenie dyscyplinarne przeciw Kyrgiosowi i po paru tygodniach podały wspomniany werdykt o zawieszeniu startów i kolejnej grzywnie. Słowa o korupcji jednak mu wybaczono, po wysłuchaniu obwinionego i poznaniu kontekstu wypowiedzi. W uzasadnieniu działacze tenisowi podali jednak, że dochodzenie wykazało, iż zachowanie Kyrgiosa przez całe minione 12 miesięcy w wielu przypadkach budziło poważne zastrzeżenia i stanowiło niemal ciągłe naruszanie zasad, że bez przerwy obrażał w sposób wulgarny osoby związane z turniejami oraz widzów, stąd wysoka kara. ATP dało mu jednak pięć dni na wniesienie odwołania oraz od razu odroczyła wykonanie wyroku, nakazując spełnienie w ciągu najbliższych sześciu miesięcy kilku warunków: w turniejach ATP Tour i ATP Challenge Tour Kyrgios nie może już w żaden sposób naruszyć reguł kodeksu postępowania obowiązującego tenisistów profesjonalnych, w szczególności nie może więcej przeklinać, niszczyć rakiet, kłócić się z sędziami oraz publicznością, ani żaden inny sposób zachowywać się nieprzyzwoicie i wulgarnie. Dostał także zalecenie, by szukał „ciągłego wsparcia” od trenerów mentalnych podczas turniejów i także poza sezonem konsultował się z osobami specjalizującymi się w rozwiązywaniu problemów sportowców nie radzących sobie z właściwym zachowaniem. Pierwszy komentarz (w mediach społecznościowych) Nicka Kyrgiosa do werdyktu był taki: „Hej wszyscy, wciąż mogę grać. Muszę tylko kontrolować moje zachowanie, to wszystko.” W praktyce Australijczyk i tak będzie miał co najmniej dwutygodniową przerwę, gdyż w Pucharze Lavera zaostrzyła mu się kontuzja barku, musiał więc zrezygnować z najbliższych startów w Pekinie (30 września – 6 października) i Szanghaju (6–13 października). W rankingu ATP Kyrgios zajmuje 27. miejsce. W tym roku wygrał dwa turnieje – w Waszyngtonie i Acapulco, zarobił ponad 1,3 mln dol., więc nawet po grzywnach sporo mu zostanie. GUS: W Polsce żyje się coraz lepiej Z opublikowanego w piątek przez GUS raportu na temat budżetów gospodarstw domowych wynika, że jako dobrą lub raczej dobrą swoją sytuację materialną oceniało w ub.r. aż 44 proc. z nich. Rok wcześniej ten odsetek wynosił 37,2 proc., w 2016 r. 33,5 proc., a wcześniej – od 2009 r., gdy urząd statystyczny po raz pierwszy zbadał subiektywne oceny sytuacji gospodarstw domowych – nigdy nie przekraczał 30 proc. Za złą lub raczej złą swoją sytuację materialną uważało w ub.r. łącznie 8,1 proc. gospodarstw domowych, w porównaniu do 11,2 proc. rok wcześniej i ponad 20 proc. w 2009 r. Najlepsza jest sytuacja materialna gospodarstw domowych osób pracujących na własny rachunek. W tej grupie za dobrą lub raczej dobrą uważa ją przeszło 70 proc. respondentów. Na drugim biegunie są gospodarstwa domowe rencistów, gdzie odsetek takich odpowiedzi wynosił zaledwie 18 proc. Na subiektywną ocenę sytuacji materialnej gospodarstw domowych duży wpływ ma także liczba dzieci. Najgorzej wiedzie się rodzicom samotnie wychowującym potomstwo, spośród których dobrą lub raczej dobrą sytuację materialną deklaruje 32 proc. Wśród par z dziećmi odsetek ten waha się (w zależności od liczby dzieci) od 55 do 60 proc., a wśród bezdzietnych gospodarstw domowych wynosi 48,8 proc. W tych statystykach wyraźnie widoczny jest efekt programu 500+. Zanim został uruchomiony (w 2016 r.) najgorszej swoją sytuację materialną oceniali rodzice samotnie wychowujący potomstwo oraz rodziny wielodzietne (z co najmniej trójką dzieci). Poprawa subiektywnych ocen sytuacji materialnej Polaków to odzwierciedlenie szybkiego wzrostu dochodów, przede wszystkim z pracy. To jednak nie wszystko, bo odsetek gospodarstw domowych, które swoją sytuację uważają za dobrą, zwiększa się szybciej, niż realne dochody. Co więcej, na poziomie województw nie ma wyraźnej zależności między poziomem dochodów a oceną warunków materialnych gospodarstw domowych. Najlepsze oceny formułują mieszkańcy województwa opolskiego, gdzie swoją sytuację za dobrą lub raczej dobrą uważa 48,9 proc. badanych. Dalej są województwa lubuskie (47,7 proc.), śląskie (47,6 proc.), mazowieckie (47,3 proc.) i zachodniopomorskie (47,1 proc.). Tymczasem w Opolskiem dochód rozporządzalny (tzn. po opłaceniu podatków i składek) wynosił w ub.r. niespełna 94 proc. średniej krajowej, a w Lubuskiem 98 proc. Najwyższe dochody mieli mieszkańcy Mazowieckiego (120 proc. średniej krajowej) i śląskiego (104 proc.). Średnio w Polsce dochód rozporządzalny na osobę wynosił w 2018 r. 1693 zł. W ujęciu realnym (po korekcie o wpływ zmian cen) zwiększył się o 4,3 proc. wobec 2017 r. Na tle poprzednich lat to wynik dość niski. W 2016 r. dochód na osobę wzrósł o 7 proc., a rok później o 6,3 proc. Choć wzrost dochodów zwalnia, hamuje też wzrost wydatków. Te w przeliczeniu na osobę wyniosły w ub.r. 1187 zł, co oznacza, że w ujęciu realnym zmalały o 0,7 proc. To pierwszy taki przypadek od 2013 r. W 2017 r. wydatki na osobę zwiększyły się realnie o 1,9 proc., a w 2016 r. o 4,3 proc. Badania budżetów gospodarstw domowych sugerują, że statystyczne gospodarstwo domowe wydaje obecnie 70,1 proc. swoich dochodów rozporządzalnych, podczas gdy jeszcze w 2014 r. udział ten przekraczał 80 proc., a do 2006 r. przewyższał 90 proc. Paulina Smaszcz-Kurzajewska w prześwitującej bluzce Paulina Smaszcz-Kurzajewska zjawiła się na zamkniętym pokazie marki „Patrizia Pepe”. Jej stylizacja niestety nie należała do udanych. Paulina Smaszcz-Kurzajewska jest żoną dziennikarza sportowego Macieja Kurzajewskiego Paulina Smaszcz-Kurzajewska to polska dziennikarka i prezenterka. Jest zaangażowana w działania na rzecz kobiet, dla których organizuje warsztaty interaktywne, wykłady motywacyjne, prelekcje i panele konferencyjne. Przez 25 lat pracowała w branży public relations z takimi firmami jak PZU, Red Bull, czy Bayer. Jako dziennikarka pracowała w TVP1, TVN Style, Wizja Sport i TVP2. Kobieta jest autorką książki „Mama i tata to my”, w której opowiada o zdrowiu, rozwoju i żywieniu dzieci w wieku od 0 do 3 lat. Była zaangażowana w wiele projektów, które miały na celu udzielenie wsparcia dla aktywnych zawodowo kobiet. Do zarządzanych przez nią akcji można zaliczyć „Sieć Przedsiębiorczych Kobiet”, „Lożę Kobiet Biznesu”, „Stowarzyszenie Kongres Kobiet”, czy „Make Up Buisness”. Prywatnie jest żoną Macieja Kurzajewskiego – prezentera telewizyjnego i dziennikarza sportowego. Małżeństwo ma dwóch synów: Franciszka i Juliana. Paulina Smaszcz-Kurzajewska pojawiła się zamkniętym pokazie włoskiej marki „Patrizia Pepe”. Na wydarzenie wybrała się również Natasza Urbańska, Katarzyna Figura i Beata Chmielowska Olech. Kameralny pokaz nie mógłby się odbyć bez ścianki, na której gwiazdy pochwaliły się swoimi stylizacjami. Niestety, fotoreporterzy wychwycili rażący błąd Pauliny Smaszcz-Kurzajewskiej. Kobieta ubrała biały stanik pod czarną koszulę, który mocno przez nią prześwitywał. USA: Trzy samobójstwa wśród załogi lotniskowca Trzech marynarzy popełniło w zeszłym tygodniu samobójstwa na pokładzie okrętu USS George H. W. Bush – poinformowała amerykańska marynarka wojenna. W ciągu ostatnich dwóch lat w sumie zabiło się pięciu członków załogi tego statku. Poprzednie samobójstwo miało miejsce jeszcze w lipcu tego roku, a wcześniejsze w listopadzie 2017. Jak podaje CNN, wszyscy trzej marynarze w zeszłym tygodniu zastrzelili się. Do każdego ze zdarzeń doszło na lądzie, kiedy USS George H. W. Bush cumował u wybrzeży stanu Virginia. Jak dotąd, w sprawie wykluczono udział osób trzecich. Ponadto śmierci mają nie być ze sobą powiązane. „Potrzeba, aby wszyscy zaangażowali się w przedstawianie sugestii i pomysłów, jak możemy zapobiec kolejnemu samobójstwu. Chcę podkreślić, że nie ma żadnej stygmatyzacji ani innych reperkusji związanych z poszukiwaniem pomocy”, napisał na Facebooku kapitan Sean Bailey, dowódca statku. Niesiołowski krytycznie o papieżu. Jan Paweł II nic nie zrobił W rozmowie z Piotrem Lekszyckim Stefan Niesiołowski podkreślił, że w 1981 roku Jan Paweł II był dla działaczy opozycyjnych ogromnym autorytetem. „Właściwie każde jego zdanie było akceptowane”. Później pojawiła się krytyka niektórych jego działań. „Dla mnie to, że Jan Paweł II nie potrafił zlikwidować szkodliwej działalności Rydzyka, kładzie się wielkim cieniem na jego pontyfikacie. Przecież ten redemptorysta – szkodnik Kościoła i Polski – rozwijał swoje media w najlepsze jeszcze za życia papieża Polaka”, tłumaczył. Były polityk PO przyznał: „były pomruki niezadowolenia, papież coś powiedział, kiedyś Rydzyka nie przyjął, ale miał władzę i za politykierstwo mógł go po prostu wyrzucić z Kościoła albo zesłać na misję do Nowej Kaledonii czy na Fidżi, aby tam zbierał pieniądze dla biedaków. Jednak Jan Paweł II tego nie zrobił, podobnie jego następcy”, wyjaśnił Niesiołowski. „Poza tym doszła ta fatalna sprawa pedofilii i działań Kościoła, a właściwie ich braku. Trochę wybiegłem myślą naprzód, ale chciałem zwrócić uwagę na całokształt jego życia. O skali pedofilii w Kościele wiemy od stosunkowo niedawna. Pojawia się pytanie, jak to możliwe, że Jan Paweł II, będąc głową Kościoła, nie wiedział o tych obrzydliwych sprawach”, mówi w rozmowie z dziennikarzem Niesiołowski. W ocenie byłego polityka PO polski Kościół jest sojusznikiem PiS. „Trzeba przyznać, że w okresie Solidarności Kościół był naszym najważniejszym sojusznikiem. Wszystkie uroczystości zaczynały się od mszy świętej, wszędzie wisiały krzyże. Teraz te krzyże są pisowskie, stały się symbolem dyktatury – znakiem pisowskiego reżimu. Powtarzam: jednym z największych nieprzyjemnych zaskoczeń jest to, że tacy ludzie jak Rydzyk trzęsą polskim Kościołem, że Jan Paweł II nic w tej sprawie nie zrobił i że dziś Kościół jest sojusznikiem PiS-u. To czarny rozdział polskiego Kościoła, za który przyjdzie mu słono zapłacić”, przekonywał Niesiołowski. „Mam nadzieję, że papież Franciszek pogoni Jędraszewskiego, Rydzyka i jeszcze paru innych tego typu”, podsumował. HRUBIESZÓW: Jutro obchody 590-lecia powiatu Będzie gala koncerty i licytacje. Jubileuszowa gala odbędzie się w Hrubieszowskim Domu Kultury. Najpierw o godz. 10 w kościele pw. św. Mikołaja rozpocznie się msza św. Oficjalne otwarcie uroczystości odbędzie się o godz. 11.30 w HDK. Wystąpi Zespół Pieśni i Tańca Ziemi Hrubieszowskiej. Młodzież z I LO im. Stanisława Staszica zaprezentuje spektakl pt. „Powiat hrubieszowski: Stąd ród mój – tu żyję”. Następnie zostaną wręczone medale „Zasłużony dla powiatu hrubieszowskiego”. O godz. 16 impreza przeniesie się na deptak miejski, gdzie odbędą się koncerty „Hrubieszów charytatywnie dla Angeliki Zińkiewicz”. Zagrają zespoły disco polo – NoLimit, Malibu, Energy Girls i gwiazda wieczoru Mig. Będą licytacje, m.in. pióra i porcelany prezesa Rady Ministrów. PZPN sypie karami za burdy na stadionach. Gryf zdyskwalifikowany Starcie w ramach Pucharu Polski pomiędzy Gryfem Wejherowo i Lechią Gdańsk o mały włos nie zakończyło się tragicznie, kiedy odpalona przez kibiców z Wejherowa raca o milimetry minęła bramkarza drużyny przeciwnej, Zlatana Alomerovicia. Po tym incydencie mecz przerwano na 20 minut. Badająca ten przypadek komisja PZPN wymierzyła Gryfowi surową karę, wykluczając go z przyszłych rozgrywek. Klub nie będzie mógł startować w Pucharze Polski w sezonie 2020/2021. Dodatkowo kibice nie zostaną wpuszczeni w najbliższym meczu na własny stadion. Nie będą mogli też wyjeżdżać grupami na mecze ligowe do 31 grudnia. Burdy na stadionie Widzewa Łódź wywoływali też kibice Śląska Wrocław. Tu jednak wyrok PZPN był łagodniejszy, bo Śląsk uprzedzał, że może dojść do podobnych zdarzeń i uczulał odpowiednie organy w tej kwestii. Mimo to służby dopuściły do obrzucenia sektora łódzkich kibiców racami, podpalania krzesełek i forsowania sektora gospodarzy. Ten mecz przerwano na osiem minut, a interweniująca policja musiała użyć armatki wodnej. PZPN ukarał Śląsk jednorazowym zakazem stadionowym w najbliższym meczu w Pucharze Polski oraz zabronił organizowania wyjazdów na mecze w tym oraz kolejnym wydaniu PP. Zakaz wyjazdów objął też mecze ligowe Ekstraklasy, tam jednak potrwa do 31 grudnia. Nazwy zagranicznych miast na znakach drogowych także po polsku GDDKiA planuje wymianę oznakowania na całej zarządzanej sieci dróg do końca 2020 r. GDDKiA Rzeszów Na Podkarpaciu rozpoczęła się realizacja nowelizacji rozporządzenia ministerstwa infrastruktury w sprawie m.in. zapisywania nazw zagranicznych miast na znakach drogowych także po polsku. Np. „Lwów” pojawi się obok „L'viv”. W naszym województwie zmiany zostaną wprowadzone na 94 znakach drogowych ustawionych przy autostradzie A4 i drogach krajowych: DK19, DK94. Jak słyszymy, ma być łatwiej, czytelniej i prościej. Nowe wytyczne wynikają z nowelizacji rozporządzenia Ministra Infrastruktury w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego. „Powinniśmy pamiętać, że nazwy miejscowości w krajach sąsiednich mają często również polskie brzmienie. Dzięki przygotowanej przez nas zmianie w prawie pojawią się one wreszcie na drogowskazach przy naszych drogach. Wprowadzanie nowego oznakowania rozpoczynamy od podkarpackiego odcinka autostrady A4”, informował minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Na Podkarpaciu zmiany zostaną wprowadzone na 94 znakach drogowych ustawionych przy autostradzie A4 i drogach krajowych: DK19, DK94. Łączny koszt inwestycji? 200 tys. zł. W pierwszej kolejności nowe oznakowanie będzie wdrażane na autostradzie A4, co planowane jest w terminie do 1 listopada 2019 r. Jak ma wyglądać realizacja pomysłu? Obędzie się bez wymiany tablic, na zasadzie wklejek. Zastąpią one obecnie funkcjonujące nazwy miejscowości nowymi, pisanymi w języku polskim na już istniejących znakach. Obie nazwy będą zapisywane w jednym wierszu – w pierwszej kolejności po polsku, a następnie w oryginale, w nawiasie. Będzie to duże ułatwienie dla osób, które nie znają pisowni nazw zagranicznych miast w języku państwa, na terenie którego są położone. Poczuj grę razem z Razer Nari Ultimate for Xbox One Firma Razer ogłosiła Razer Nari Ultimate for Xbox One – pierwszy na świecie headset do Xbox One napędzany technologią haptyczną. HyperSense zapewnia zanurzenie w grach oraz zapewnia lepszą kontrolę nad otoczeniem. Razer HyperSense wykorzystuje rozwiązania haptyczne opracowane przez firmę Lofelt, niemiecką firmę specjalizującą się w tworzeniu zaawansowanych technologii haptycznych zapewniających realistyczne wrażenia oparte na dotyku. HyperSense wykorzystuje specjalne sterowniki haptyczne oraz inteligentne cyfrowe przetwarzanie sygnałów do generowania dotykowego sprzężenia zwrotnego o wysokiej rozdzielczości w czasie rzeczywistym, dając możliwość pełnego zanurzenia się w każdej grze na Xbox One. Technologia rozpoznaje sygnały dźwiękowe i przekształca je w dynamiczne wibracje, dzięki czemu gracze mogą wczuć się w rozgrywkę bez konieczności instalowania dodatkowego oprogramowania. Dzięki wykorzystaniu zmysłu dotyku, sygnały dźwiękowe mogą dokładnie naśladować akcje w grze. Razer HyperSense odtwarza wydarzenia – od cichych kroków po potężne eksplozje, oddając precyzyjnie wszystkie aktywności w otoczeniu gracza. „Nari Ultimate for Xbox One został zaprojektowany tak, aby zapewnić wszystkim graczom dodatkowy wymiar rozgrywki. Dzięki HyperSense pozwalamy im na całkowite zanurzenie się w ich ulubionych tytułach” powiedział Alvin Cheung Senior Vice President ds. urządzeń peryferyjnych Razer. Obrotowe nauszniki wyposażono w poduszki wypełnione pianką z pamięcią kształtu i warstwą żelu chłodzącego, w celu ograniczenia ciepła generowanego podczas długiego użytkowania. Dla jeszcze łatwiejszej obsługi słuchawek, na wysuwanym mikrofonie umieszczono przycisk szybkiego wyciszania, a na obudowie słuchawek regulator intensywności działania HyperSense oraz suwak balansu między grą a chatem. Samoprzystosowująca się do kształtu głowy opaska pałąka zapewnia bezproblemowe i dokładne dopasowanie. Ponadto, Razer Nari Ultimate for Xbox One posiada funkcję Xbox Wireless, która umożliwia bezpośrednie połączenie z konsolą bez potrzeby korzystania z bezprzewodowego urządzenia nadawczo-odbiorczego, co pozwala na łatwą i szybką konfigurację. Słuchawki obsługują także system Windows Sonic, zapewniający bardziej realistyczny dźwięk. Razer Nari Ultimate, pierwotnie przeznaczony na komputery PC, zadebiutował na rynku we wrześniu 2018 roku. Dzięki Nari Ultimate for Xbox One, Razer może teraz zaoferować tę nagradzaną technologię fanom Xbox One. Zestaw wyceniono na 219,99 euro. Ktoś postrzelił łabędzia z wiatrówki W stawie w Zamecznie na Dolnym Śląsku mieszkańcy zauważyli łabędzia mającego problemy ze skrzydłami. Po odłowieniu i wizycie u weterynarza okazało się, że ktoś urządził sobie ze zwierzęcia cel – w jego ciele znaleziono śrut z wiatrówki. „Informację o rannym ptaku otrzymał od mieszkańców wsi Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Nowej Soli. Ze zgłoszenia wynikało, że zwierzę miało połamane skrzydła. Udaliśmy się na miejsce. Od razu było widać, że coś jest z nim bardzo nie tak. Działaliśmy szybko i precyzyjnie, żeby nie robić mu krzywdy i nie narażać na dodatkowy stres. Łabędź został odłowiony i zawieziony do weterynarza. Po pierwszym zdjęciu RTG wiadomo już było, że ktoś sobie zrobił z niego strzelniczą tarczę. W jego ciele były odłamki śrutu”, mówi Marcin Walasek, prezes firmy Malpol zarządzającej m.in. ośrodkiem rehabilitacji. Przezimuje w ośrodku ”Rany zostały oczyszczone, ptakowi podano antybiotyki, zapewniono dostęp do wody, bezpieczne miejsce w ośrodku, gdzie spędzi całą zimę. Próbujemy go wzmocnić. Na razie nie jest w stanie latać. Wypuszczenie go teraz wiązałoby się z tym, że najprawdopodobniej nie przeżyłby zimy”, dodaje Walasek. Personel po poddaniu łabędzia rehabilitacji zamierza wypuścić go na wiosnę do tego samego stawu. Władze gminy Żukowice po otrzymaniu informacji o przyczynie złego stanu zdrowia zwierzęcia zamierzają poinformować o sprawie prokuraturę. Do zdarzenia doszło w Zamecznie Gowin: „musimy pobudzić polski, drobny handel” „Skuteczne opodatkowanie hipermarketów nie rozwiązuje problemu drobnego handlu, trzeba będzie zastanowić się, czy państwo ma jakieś instrumenty pozwalające pobudzić polski handel”, mówił w piątek wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego, lider Porozumienia Jarosław Gowin. Gowin podczas rozmowy w „Sygnałach dnia” w radiowej Jedynce stwierdził, że handel jest opanowany przez międzynarodowe sieci, które narzucają polskim producentom tak niskie marże, że właściwie polskie firmy nie mogą się rozwijać. Na uwagę, że z tym problemem bardzo trudno walczyć, wicepremier przypomniał, że rząd PiS próbował się z tym zmierzyć na samym początku kadencji, ale dostał „kontrę ze strony KE”. „Wygraliśmy przed trybunałem sprawiedliwości i mam nadzieję, że jeżeli Zjednoczona Prawica wygra najbliższe wybory i sformułuje rząd, to do tego tematu wrócimy”, mówił. Zaznaczył jednocześnie, że „skuteczne opodatkowanie hipermarketów nie rozwiązuje problemu polskiego, a więc drobnego handlu”. „Nad tym trzeba będzie się zastanowić, czy rząd, państwo ma jakieś instrumenty pozwalające pobudzić polski handel”, powiedział Gowin. W maju sąd UE uznał, że Komisja Europejska popełniła błąd uznając, że polski podatek od sprzedaży detalicznej jest niedozwoloną pomocą publiczną. Ustawa o podatku od sprzedaży detalicznej zakładała wprowadzenie dwóch stawek podatku od handlu: 0,8 proc. od przychodu między 17 mln zł a 170 mln zł miesięcznie i 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie. Podatek miał obowiązywać od września 2016 roku. KE we wrześniu 2016 roku wszczęła postępowanie o naruszenie prawa unijnego przez Polskę. Bruksela argumentowała wtedy, że konstrukcja podatku może faworyzować mniejsze sklepy, co może być uznane za pomoc publiczną. Stwierdziła następnie, że danina została wprowadzona w życie w sposób niezgodny z prawem. Wydała też nakaz zawieszenia stosowania podatku do czasu zakończenia jego analizy przez urzędników w Brukseli. Polska nie zgodziła się z tym stanowiskiem, ale pobór podatku został zawieszony. Majowa decyzja sądu UE otworzyła drogę do ponownego wprowadzenia podatku, ale nie skończyła sprawy. 24 lipca Komisja złożyła bowiem w Trybunale Sprawiedliwości odwołanie. W czwartek służby prasowe TSUE przekazały PAP, że sprawa jest obecnie na etapie pisemnym, w którym zarówno Komisja Europejska jak i polski rząd przedstawiają swoje argumenty na piśmie. Na razie nie wiadomo, czy i kiedy ruszy procedura ustna, czyli wysłuchanie stron i ewentualna rozprawa. Potrzeba dobrych kilku do kilkunastu miesięcy od wniesienia odwołania do ogłoszenia wyroku. „Takie postępowanie trwa średnio rok”, powiedziało PAP źródło w Trybunale w Luksemburgu. Jak ubrać dziecko na chrzest? Podsuwamy kilka praktycznych rozwiązań Chrzest to niezwykle ważna uroczystość w życiu niemowlęcia i jego rodziców. Często jest pierwszą okazją, przy której wokół dziecka skupia się cała rodzina, wspólnie świętując jego pojawienie się na świecie. Nic zatem dziwnego, że świeżo upieczeni mama i tata chcą, by ich pociecha wyglądała w tym dniu jak najlepiej. Zanim jednak i Ty podejmiesz ostateczną decyzję co do stroju dziecka, zastanów się, czy będzie również wygodny. W sklepach można bowiem znaleźć wiele strojnych kompletów, które nie zapewniają maluchowi należytego komfortu. Na co więc należy zwrócić uwagę? Podstawowym kryterium wyboru ubranka do chrztu jest wiek dziecka Jeszcze do niedawna chrzciło się kilkutygodniowe maluchy, ustrojone w białe zestawy i włożone do takich samych becików lub wielkich poduch. Dziś dzieci przystępujące do sakramentu często są starsze: kilkumiesięczne, roczne, a nawet większe. Nietrudno się domyślić, że tak duża pociecha potrzebuje już nieco innego ubranka do chrztu . Jeżeli zatem Twoje dziecko w dniu chrztu będzie miało 3–4 miesiące, zapewne uroczystość spędzi w wózku albo na rękach rodziców lub chrzestnych. Najlepszym wyjściem okaże się wobec tego wystrojenie go w wygodne, bawełniane śpiochy albo komplety. Chociaż ten element garderoby uznany jest za strój codzienny, wystarczy wyszukać jego odświętne warianty, na przykład z falbanką albo koronką. Dla chłopca idealne okaże się body z nadrukiem muszki i szelek. W przypadku starszych dzieci można sobie pozwolić na większą fantazję w ubiorze. Dziewczynka będzie wyglądać ślicznie w prostej, tiulowej sukience Wielu rodziców dziewczynek z utęsknieniem patrzy w stronę bogato zdobionych, falbaniastych sukienek na chrzest w komplecie z płaszczykami, opaskami i czapeczkami. Niestety, duża liczba producentów do ich wyrobu stosuje sztuczne, nieoddychające materiały, w jakich dziecku jest po prostu niewygodnie. W poszukiwaniu odpowiedniego ubranka lepiej będzie zajrzeć do sklepu Asanti for Kids, który oferuje eleganckie stroje na bawełnianych podszewkach. Delikatne, tiulowe spódniczki, satynowe sukienki, koronki, aplikacje i urocze komplety sprawią, że Twoja córeczka będzie wyglądała prześlicznie i czuła się komfortowo. Idealny strój dla małego dżentelmena: bawełniany garniturek Jeszcze do niedawna wśród rodziców chłopców panowała moda na garnitury będące kopią „dorosłych” modeli. Poliestrowe marynarki i spodnie, sztywne kołnierzyki czy kaszkiety często sprawiały, że młodzi eleganci głośno demonstrowali swoje niezadowolenie. Dziś na szczęście zostały one wyparte przez wygodne, bawełniane komplety. Wystarczy spojrzeć na zestawy dostępne w Asanti for Kids, czyli miękkie, dresowe spodenki, a do tego bluzka ozdobiona z przodu na wzór kamizelki. Stroje te wyglądają niezwykle odświętnie, a jednocześnie nie krępują ruchów poznającego świat malucha. Krystyna Pawłowicz opublikowała oświadczenie majątkowe Krystyna Pawłowicz złożyła oświadczenie majątkowe na koniec kadencji. Wynika z niego, że posłanka PiS zgromadziła 110 tys. zł oszczędności. Przypomnijmy, że Pawłowicz zapowiedziała odejście z polityki. Kończąc kadencję, dysponuje kwotą 110 tys. zł Jak wynika z oświadczenia złożonego przez posłankę, pobiera ona emeryturę o miesięcznej wartości 4,7 tys. zł. Pawłowicz posiada mieszkanie o wartości 570 tys. zł oraz nieco mniejsze, które wynajmuje, pobierając 880 zł miesięcznie. Posłanka inwestuje również w metale przemysłowe, wyceniając inwestycję na 150 tys. zł. Wcześniej oświadczenie majątkowe opublikował również Jarosław Kaczyński. Głosowanie nad przerwą w obradach na czas konferencji Partii Konserwatywnej Brytyjscy parlamentarzyści zagłosowali przeciwko trzydniowej przerwie w obradach Izby Gmin na czas dorocznej konferencji programowej Partii Konserwatywnej, o co zwrócił się rząd. Za opowiedziało się 289 posłów, przeciwko – 306. Zwyczajowo Izba Gmin nie obraduje w czasie konferencji partyjnych, tak aby posłowie nie musieli rezygnować ani z udziału w nich, ani z posiedzeń parlamentu. Jednak partie opozycyjne uznały, że w tak kluczowym czasie, jakim są ostatnie tygodnie przed planowanym na 31 października wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, parlament nie powinien przerywać obrad. Za wnioskiem rządu o przerwę opowiedziało się 289 posłów, przeciwko było 306. Dwie partie opozycyjne już po konwencjach Brak zgody na przerwę może być odbierany jako polityczna zemsta opozycji na premierze Borisie Johnsonie za jego decyzję o zawieszeniu parlamentu na pięć tygodni (we wtorek decyzja została uznana przez Sąd Najwyższy za niezgodną z prawem i za niebyłą) oraz za to, iż po orzeczeniu sędziów nie chce za nią przeprosić. Po tym orzeczeniu Izba Gmin wznowiła w środę sesję, a najważniejszym wydarzeniem dnia było wystąpienie Johnsona i następująca po niej burzliwa debata. Johnson zarzucił opozycji blokowanie brexitu oraz unikanie przedterminowych wyborów. „Nadszedł czas zrealizować brexit. Trzeba go zrealizować, żeby uszanować wynik referendum. Brexit musi nadejść, żebyśmy mogli zająć się umową o priorytetach obywateli, o służbie zdrowia, o kosztach życia. Brexit musi zostać zrealizowany, żebyśmy mogli zjednoczyć ten kraj”, mówił Johnson. Konferencja Partii Konserwatywnej ma się rozpocząć w Manchesterze w najbliższą niedzielę i potrwać do środy 2 października. Konferencje dwóch głównych ugrupowań opozycji – Partii Pracy oraz Liberalnych Demokratów – już się odbyły. Jednym z uzasadnień, które podawał Johnson wyjaśniając tak długie zawieszenie parlamentu, były właśnie partyjne konferencje. Media: Andrzej Duda obwinia Izrael za antysemickie ataki w Polsce „Prezydent Andrzej Duda uważa, że antysemickie ataki w Polsce są reakcją na antypolską retorykę izraelskich przywódców”, piszą zagraniczne media. Rzecznik prezydenta zdecydowanie zdementował te doniesienia. „To po prostu nieprawda”, napisał na Twitterze Błażej Spychalski. Izraelskie media, m.in. „Haaretz” i „Jerusalem Post”, powołując się na „Jewish Insider”, piszą, że Andrzej Duda podczas spotkania z przedstawicielami diaspory żydowskiej w konsulacie RP w Nowym Jorku oświadczył, że to Izrael ponosi winę za ostatnie antysemickie ataki w Polsce. Prezydent powiedział, że wzrost ataków antysemickich w Polsce to reakcja na antypolską retorykę izraelskich przywódców. Odniósł się do słów izraelskiego ministra spraw zagranicznych Israela Katza, który stwierdził w lutym, że „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matek”. Andrzej Duda powiedział, że żałuje, iż Izrael nie przeprosił za upokarzające wypowiedzi swoich polityków. Wspomniał też o akcie agresji na ambasadora Polski w Izraelu Marka Magierowskiego. W maju zaatakował go napastnik, który krzyczał: „Polak, Polak”. „Cytat jest nie tylko niedokładny. To po prostu nieprawda”, napisał na Twitterze Błażej Spychalski. Podkreślił, że Duda „nigdy nie powiedział, że Izrael jest odpowiedzialny za ostatnie antysemickie ataki w Polsce”. Zdaniem Spychalskiego portal „to wymyślił”. Według rozmówców „JI” podczas spotkania doszło też do sporu między ocalałym z Holokaustu, odznaczonym Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi RP Edwardem Mosbergiem a rabinem Shmuleyem Boteachem. Mosberg miał zgodzić się ze słowami prezydenta Dudy i powiedzieć, że to Żydzi z Izraela „tacy jak Israel Kac” są odpowiedzialni za wzrost antysemityzmu. Według źródeł portalu Boteach miał przerwać wypowiedź Mosberga. Kim jest Banaś i czym zawinił? Wynajmowana przez sutenerów kamienica doprowadziła dziennikarza do odkrycia zaniedbań w oświadczeniach majątkowych Mariana Banasia. Podsumowujemy kolejną aferę, która wstrząsnęła obozem rządzącym. Dziennikarze „Superwizjera” TVN ujawnili, że Marian Banaś, prezes Najwyższej Izby Kontroli, w ciągu ostatnich lat nie wpisywał do oświadczenia majątkowego 400-metrowej kamienicy, która mieści się na krakowskim Podgórzu. Co więcej, jego podnajemca prowadzić miał we wspomnianej kamienicy seksbiznes (a więc wynajmować pokoje na godziny). Z kolei sam budynek był rzekomo od 2016 r. zabezpieczeniem spłaty kredytu. Na nieprawidłowości zwrócił uwagę Bertold Kittel w programie „Superwizjer”. Dziennikarz ujawnił, że od Banasia kamienicę wynajmowali ludzie powiązani ze światem przestępczym, by wykorzystywać ją jako miejsce „erotycznych spotkań”. Klientami mieli być mężczyźni korzystający z usług prostytutek. Na zarzuty Banaś odpowiadał niejasno i mętnie. Co ciekawe, wynajmowana przez sutenerów kamienica doprowadziła dziennikarza do odkrycia zaniedbań w oświadczeniach majątkowych Banasia. Sama kamienica została w nich bowiem opisana niejasno, a dochód z jej wynajmu miał zostać zaniżony. „Majątek Mariana Banasia i jego żony wart może być od 6 do 8 mln zł. W sumie małżonkowie mogą pochwalić się dwoma domami, trzema mieszkaniami, oszczędnościami[...]”, pisze Money.pl. A jak wynika z analizy portalu, sama kamienica Banasia warta była już około 3 mln zł. Centralne Biuro Antykorupcyjne aktualnie prowadzi kontrolę oświadczeń majątkowych Mariana Banasia za lata 2015–2019. Banaś zapowiedział, że do czasu jej ukończenia zawiesi swoją działalność w NIK. „Wystąpię do pani marszałek o urlop bezpłatny”, zapewnił. Opozycja domaga się wyjaśnień. „Nie słyszymy, by CBA rozszerzyło swoje śledztwo bądź przyspieszyło badanie oświadczeń majątkowych Mariana Banasia. Dlatego też jesteśmy zmuszeni wyręczyć organy państwa i złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa [...]”, - powiedział poseł PO-KO Mariusz Witczak. „Gdyby normalny Polak tak rażąco nisko wycenił wynajem swoich nieruchomości, miałby już 10 kontroli, domiar podatkowy i postępowanie karno-skarbowe”, dodał. Zaszedł wysoko, upadł nisko Marian Banaś jest nowym prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Na to stanowisko powołany został 30 sierpnia 2019 r., na 6-letnią kadencję. Jego kandydatura została zgłoszona przez Prawo i Sprawiedliwość i głosami polityków tej partii przyjęta. Wcześniej Banaś związany był z NIK w latach 1992–2005., działał w tej instytucji jako współpracownik Lecha Kaczyńskiego. Podczas pierwszych rządów PiS-u (2005–2008) Banaś piastował stanowisko prezesa Służby Celnej, a ponadto podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów. Od 2015 r. ponownie zasiadł na stołku szefa Służby Celnej, a od 2017 r. zarządzał Krajową Administracją Skarbową. Banaś przez 3 miesiące pełnił urząd ministra finansów w rządzie Mateusza Morawieckiego. Cooler Master wprowadza na rynek uchwyt dla kart graficznych Karty graficzne potrafią obecnie ważyć naprawdę sporo, a to w naturalny sposób robi miejsce dla kategorii produktów, których próżno byłoby szukać na sklepowych półkach jeszcze dekadę temu. Takie właśnie rozwiązanie – uchwyt dla karty graficznej ELV8 RGB – przedstawił Cooler Master. Nowy model uchwytu dla karty graficznej to nie tylko funkcjonalne rozwiązanie pozwalające na pewniejsze utrzymanie karty graficznej bez polegania wyłącznie na wytrzymałości slotu PCI-express. Cooler Master ELV8 RGB ma także dodatkowe zadanie – dekoracyjne. "Rzeczpospolita": Zignorowanie polecenia policjanta będzie karane Jak podaje gazeta, zlekceważenie nakazu określonego zachowania wydane przez policjanta ma być nowym rodzajem wykroczenia, zagrożonego grzywną, aresztem albo ograniczeniem wolności. Wprowadzenia takiej zmiany chcą policyjni związkowcy. Pomysł trafił do sejmowej Komisji do Spraw Petycji. „Sprawa jest poważna, bo już teraz każdego roku do polskich sądów trafia ponad pół miliona spraw wykroczeniowych”, czytamy. „Rzeczpospolita” ustaliła, że petycja, którą Niezależny Związek Zawodowy Policjantów pisze do posłów w sprawie zmiany kodeksu wykroczeń ma szansę na powodzenie. Autorzy petycji proponują nowe brzmienie art. 54a kodeksu wykroczeń. Miałby on brzmieć: „Kto nie podporządkowuje się żądaniu lub poleceniu funkcjonariusza publicznego, wydanego w granicach i na podstawie przepisów ustawy, podlega karze aresztu, grzywny lub ograniczeniu wolności”. „Par. 3 tego przepisu mówi o identycznej karze dla tych, którzy nie wykonując poleceń, uniemożliwią lub utrudnią wykonanie czynności służbowej", podaje dziennik. Socjolog Andrzej Kowalski powiedział „Rzeczpospolitej”, że mimo iż zgadza się z głównym przesłaniem propozycji przepisu, obawia się, że jeśli zostanie wdrożony, może być wykorzystywany w sprawach politycznych manifestacji. „W sytuacjach demonstracji wolnościowych byłoby to niekorzystne i zamiast łagodzić sytuację, wręcz by ją zaostrzały”, dodaje. Ze statystyk podanych przez gazetę wynika, że 86 proc. obywateli pozytywnie oceniło interwencje policji w 2018 r. oraz że każdego miesiąca służby podejmują 1,5 mln interwencji na mieście. Buras martwi się o Europę Jáchym Topol pisanie ma we krwi. Wśród jego przodków są redaktorzy, tłumacze, pisarze. Ojciec, Josef Topol, był jednym z ważniejszych powojennych dramaturgów czeskich, dziś wymienianym w jednym rzędzie z Václavem Havlem. Nad Jáchymem zatem od początku wisiała klątwa talentu, którą ten stara się wykorzystywać. Po ośmiu latach wrócił z „Wrażliwym człowiekiem”. Bohaterami są Buras i Soňa wraz z dwoma synami, którzy jednak nie tworzą typowej czeskiej rodziny. Są wędrownymi aktorami, podróżują po Europie. On jest miłośnikiem Szekspira i złodziejem, ona jednooką tłumaczką, która nie rozstaje się z butelką wina. Jeden z chłopców od urodzenia nie wydał z siebie dźwięku, a dla drugiego czas zatrzymał się w czasach niemowlęcych. Ale to nie bohaterowie są w tej opowieści najważniejsi. Wszyscy stanowią jedynie tło do obserwowania świata, w którym nie ma już miejsca dla artystycznych koczowników. To świat zapchlonej prowincji, społeczeństwa starych, podejrzliwych ludzi i rozwiązłej młodzieży. „Wrażliwy człowiek” miejscami zamienia się w absurdalny teatrzyk. Narracja naśladuje didaskalia, a rozmowy bohaterów kreują ten świat. Sceną jest Europa pełna obaw o swoją przyszłość, ale też nieustannych pytań o przeszłość. Belgia: Brussels Airlines anulowały 105 lotów z powodu bankructwa Thomas Cook Choć brytyjskie biuro podróży Thomas Cook upadło, jego belgijska filia Neckermann funkcjonuje. Spółka ma jednak problemy. Jak informuje telewizja VRT, linie Brussels Airlines ogłosiły, że odwołają 105 lotów w październiku z powodu problemów związanych z bankructwem Thomas Cook. Neckermann zwolnił też 75 pracowników. Wszystkie wyjazdy z biurem, które zostały zarezerwowane w Belgii, zostaną anulowane, ale wczasowicze będą mogli otrzymać zwrot pieniędzy. Sąd w Gandawie ogłosił też upadłość trzech belgijskich spółek córek: Thomas Cook Belgium, Thomas Cook Retail i Thomas Cook Financial Services. Obecnie ok. 12 tys. Belgów przebywa za granicą na wyjazdach wykupionych w firmie Thomas Cook. Kolejne 40 tys. osób miało wyjechać z biurem do końca roku. Jeszcze w poniedziałek rzeczniczka Thomas Cook Belgium Leen Segers mówiła, że firma jest obecnie „w pełni operacyjna” mimo ogłoszenia upadłości przez brytyjską spółkę matkę, które wywołało niepokój wśród pracowników i klientów. Biuro uspokajało wtedy, że klienci, którzy wykupili w nim wycieczki, pojadą na wakacje. Thomas Cook – najstarsze i jedno z największych biur podróży na świecie – ogłosiło upadłość w nocy z niedzieli na poniedziałek. Bezpośrednią przyczyną bankructwa było załamanie się w niedzielę rozmów ostatniej szansy z wierzycielami i potencjalnymi inwestorami. Wierzyciele domagali się, by oprócz uzgodnionego już w sierpniu planu ratunkowego o wartości 900 mln funtów firma zdobyła dodatkowe 200 mln jako zabezpieczenie na okres zimowy, gdy biura podróży mają zwykle niższe obroty. Jednak problemy firmy narastały od kilku lat, czego efektem był dług sięgający 1,6 mld funtów. Michał Kubiak po meczu ze Słowenią (1:3). „Nie uważam, że Słowenia zagrała fantastycznie. To my zagraliśmy bardzo słabo. Ten turniej jeszcze się dla nas nie skończył”, powiedział kapitan reprezentacji Polski siatkarzy Michał Kubiak po porażce ze Słowenią 1:3 w półfinale mistrzostw Europy. Görlitz w Niemczech oferuje darmowe zakwaterowanie za opinię Bezpłatne zakwaterowanie w zamian za opinię – taką niezwykłą ofertę przygotowało dla przybyszy niemieckie Görlitz. Działania mają pomóc w walce z postępującym spadkiem liczby mieszkańców miasta. Görlitz to najbardziej wysunięte na wschód miasto Niemiec. Piękna pastelowa starówka przyciąga rocznie 140 tys. turystów. Jak jednak pisze „The Guardian”, miasto zmaga się ze znacznymi problemami. W Görlitz występują najniższe płace w Niemczech. Miasto zmaga się też ze stałym ubytkiem liczby mieszkańców. Po upadku muru berlińskiego w 1989 roku, większość z nich wyjechało na zachód kraju, co przełożyło się na spadek populacji miasta o 25 proc. W 2013 roku wyniosła ona 54 tysiące osób. Chcąc zawalczyć z depopulacją, urzędnicy wpadli na pomysł, by zacząć oferować bezpłatne miesięczne zakwaterowanie w mieście. Póki co do programu wpłynęło 150 wniosków. Dwie trzecie z nich złożyli mieszkańcy dużych miast. Programem zainteresowały się też osoby z Węgier, Czech, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. „Kiedy aplikowaliśmy, myśleliśmy, że program ma przekonać ludzi do przeprowadzki do Görlitz”, powiedział jeden z uczestników projektu. „Teraz czujemy, że nie ma znaczenia, czy zostaniemy tutaj po czterech tygodniach, czy nie”, dodał. Miasto posiada siedem tysięcy wolnych mieszkań, a bezrobocie jest trzy razy wyższe niż średnia w całym kraju. Chociaż władze miasta mają nadzieję, że niektórzy przeprowadzą się na stałe, głównym celem programu jest uzyskanie opinii uczestników programu. Informacje zebrane z wywiadów i kwestionariuszy mają pomóc w ożywieniu mniejszych niemieckich miast. „Chcemy dowiedzieć się więcej o tym, czego ludzie potrzebują, a jeżeli zdecydują się na przeprowadzkę – o tym jaka była ich motywacja”, powiedział odpowiedzialny za program Robert Knippschild. Inne miasta już eksperymentowały z pomysłami na zwabienie nowych mieszkańców, oferując im zachęty w postaci zakwaterowania. Pierwszym z nich było Detroit, które wprowadziło program płacenia obiecującym młodym specjalistom za życie i pracę w mieście przez rok. Dzisiaj takie rozwiązana są stosowane w wielu miejscach, od greckiej wyspy Antikythera po Candelę we Włoszech, czy w amerykańskiej Tulsie w stanie Oklahoma.